Pamiętacie wielki entuzjazm i nadzieję z lat 80-tych? Po sierpniu ’80 pozowolono nam robić rzeczy inne i inaczej, niż tylko według wyznaczonych szablonów i zgodnie z oficjalnymi hasłami. Miałem szczęście, że chodziłem do liceum im. S. Batorego w Warszawie. Licuem Baczyńskiego, Zośki, Rudego, Alka i innych harcerzy z czasów Szarych Szeregów. W oparciu o ich legendę i autorytet, tworzenie harcerstwa na bazie przedwojennych wartości, było objawienien w zestawieniu z ZHP-owskim blichtrem pierwszomajowych pochodów i akademii ku czci „kogośtam”.
Nasza 23 WDH Pomarańczarnia była siłą i uczyła odpowiedzialności, zaufania i braterstwa, honoru, uczciwości, organizacji… Ale w Polsce rządziło ZHP, i w Polsce kojarzyliśmy się jak wszyscy harcerze – z umundorowanym ramieniem kształcących się przyszłych działaczy ZSMP i przyszłych aparatczyków PZPR. Był tylko jeden sposób, by się odróżnić.
Na dworcu, w pociągu, w schronisku, na miejskim rynku ktoś z nas sięgał po gitarę i śpiewaliśmy „Mury”, „Zbroję”, „Źródło”… A właściwie jakąkolwiek piosenkę Jacka Kaczmarskiego. Ludzie wokół zaczynali się uśmiechać, zatrzymywali się i pozdrawiali, śpiewali z nami. Takie momenty dodawały nam wiary w siebie i pozwalały czuć wartość i sens harcerskiej pracy. Czuliśmy solidarność i braterstwo z ludźmi, którzy słów Jacka się nie bali, a którzy znajdowali w jego piosenkach oparcie, siłę i odwagę. Zresztą moja drużyna harcerska nazywała się „Źródło” i ten utwór jest do dziś jej hymnem…
Pamiętam, jak z Piotrem Kabajem szukaliśmy pomysłu na „dorosłą” działalność w latach 90-tych. O ile przejście od Pomarańczarni do nazwy Pomaton było pomysłem oczywistym, dalej było trudniej. Pomyślałem, by wydawać śpiewniki z piosenkami Jacka. Zamiast przepisywać od kolegów bądź kserować, trzeba sprawić, aby można było twórczość Jacka kupować w księgarniach. Udało mi się zdobyć adres Kaczmarskiego. Napisałem do Monachium o Batorym, o harcerzach, o pomysłach i o Pomatonie. Potem zadzwoniłem. Jacek powiedział: Jak się masz! Powiedział też, że grał kiedyś w Batorym koncert i choć nas nie zna, sądzi, że można nam zaufać skoro byliśmy harcerzami z Batorego. Przysłał mi krótki list, który był przez wszystkie lata w Pomatonie moim największym zaszczytem i dowodem zaufania, którego staram się nie zawieść do dzisiaj:
Niniejszym wyrażam zgodę na wydanie moich dzieł wszystkich przez spółkę wydawniczą Pomaton w W-wie
Monachium, 7.12.89 r. – Jacek Kaczmarski.
Miałem wielkie szczęście, że moja pierwsza płyta „jako wydawcy”, była ze wszystkich wydanych zawsze najważniejsza. Numer katalogowy POM 001, to LIVE ’90, czyli zapis tryumfalnej trasy koncertowej Jacka z 1990 roku, z pierwszego, bo blisko 10 latach emigracji, pobytu w Polsce. Wypełnione z powodu jednego człowieka wielotysięczne hale sportowe największych miast były czymś niewiarygodnym. Nigdy później nie przeżyłem tak głęboko jakichkolwiek koncertów.
Dzisiaj oryginał tego dokumentu to mój talizman. Bo dawno zrozumiałem, że podczas blisko 14 lat w Pomatonie i podczas współpracy przy prawie 500 albumach polskich Artystów, tamta płyta, tamte spotkania zostawiły trwały ślad. Z piosenkami Jacka wszystko było łatwiejsze i sensowniejsze, wszystko się udawało. Myślę, że dotyczy to wielu z nas. Ilu z nas, z pokolenia wchodzących w dorosłość w latach 80., piosenki Jacka pomogły, ilu wskazały drogę? Ja wiem, że bez Jego piosenek Pomatonu nie byłoby na pewno, a ja byłbym zupełnie innym cżłowiekiem. Bo czy kiedykolwiek spotkałbym potem Czesława Niemena, Grzegorza Turnaua, Magdę Umer, Stasza Sojkę, Ryszarda Rynkowskiego? …
9 marca 2004 roku spotkał mnie zaszczyt jeszcze większy. Głosami Akademii Fonograficznej, Jacek Kaczmarski za całokształt swojej dotychczasowej twórczości otrzymał Złotego Fryderyka. Czułem wielkie wzruszenie, kiedy u boku Przemysława Gintrowskiego mogłem wręczyć Jackowi tę najważniejszą nagrode muzyczną w Polsce. Najważniejszą, bo przyznawaną głosami innych Artystów i ludzi Muzyki.
Szkoda, że choroba nie pozwoliła Ci, Jacku, być wtedy z nami, z całą Muzyczną Rodziną, która tego dnia pragnęła osobiście wyrazić Tobie swój podziw i okazać należny Ci szacunek. Ale Twój przyjaciel, Jacek Jaśkowiak, powiedział wszystkim, że wierzy, że to dopiero Twój pierwszy Fryderyk. I że przy odbiorze następnego, chciałby Cię zobaczyć osobiście. Ja zaś wiem od Pana Jaśkowiaka, że umówiliście się na przekazanie nagrody na 22 marca, czyli dzień Twoich urodzin…
Bardzo mnie cieszy, że Pomaton przygotowuje wspaniałą edycję Twoich 22 albumów, jaka ukaże się w komplecie jeszcze przed wakacjami tego roku. Pamiętasz, jak wtedy wiosną 1990 roku odbierałem Cię na Okęciu z Twoim Ojcem, Panem Januszem Kaczmarskim? Spodziewałem się powitalnego tłumu,a byliśmy tylko we trzech. Ty przyjeżdżałeś pierwszy raz od czasów stanu wojennego i bałeś się, co będzie. ja bałem się, bo myślałem, że mi z emocji serce wyskoczy na Twój widok. Ale Twoje: „Jak się masz!”, jak zwykle pomogło. Teraz oddałbym wszystkie wspomnienia i nasze spotkania, za możliwość tego jedynego najbliższego zobaczenia Ciebie, by osobiście wręczyć Ci pierwszy egzemplarz Twoich Dzieł Zebranych. Bo to by znaczyło, że choroba dała spokój.
Wiem, Jacku, że walczysz. Ale wiem też, że choroba zabiera Cię coraz bardziej. A Ty ciągle piszesz i chciałbym, żeby było tak zawsze. Nie mogę się doczekać, kiedy porozmawiamy o nowych piosenkach. Bo wierzę, że:
… z obu stron żwir i glina, by zatrzymać go w biegu, woda syczy i wchłania, leczy żyje I zakręca, omija, wsiąka wspina się, pieni, ale płynie, wciąż płynie wbrew brzegom Bo źródło, bo źródło Wciąż bije…
Tomasz Kopeć
Pomaton EMI
Warszawa, 17 marca 2004 roku
PS: Dn. 24 marca 2004 roku – w dniu swoich 47 urodzin – Jacek Kaczmarski odebrał w Gdańsku nagrodę z rąk Pana Jacka Jaśkowiaka i zapoznał się z powyższym tekstem. Do samego końca Artysta pomagał w redakcji tego wydania, które powstało przy jego pełnej wiedzy i akceptacji.