WSTĘP albo Europa szuka Australii
Biały człowiek, prędzej lub później dotarłby do Australii. Żądny realizacji ciągle nowych potrzeb, ciekawski i ambitny, coraz szerzej zakreślał swój intelektualny a zatem, także geograficzny horyzont. Musiały się w końcu na linii tego widnokręgu znaleźć australijskie antypody. Ale ojczyzna Aborygenów umykała białym z pola widzenia – próbowała się biernie bronić przed nieuniknioną ekspansją. W przeciwnym razie Europejczycy postawiliby swe stopy na australijskich plażach blisko sto lat wcześniej, niż to w rzeczywistości uczynili. Znamy przecież dokładnie, z relacji Włocha Antonio Pigafetty, dzieje ekspedycji Ferdynanda Magellana
W tym momencie rodzą się zasadnicze pytania: dlaczego w ogóle Anglicy rozpoczęli penetrację australijskich terytoriów i co spowodowało, że eksploracja ta w pewnym momencie się nasiliła? Dlaczego stworzono tam brytyjską kolonię? Jaki był jej charakter? Kto ją zamieszkiwał? Czy była jakoś zorganizowana, a jeśli tak, to w jaki sposób? Jak oddziaływali biali przybysze na Aborygenów ludzi zamieszkujących Australię od, co najmniej, 40000 lat? Na te zasadnicze pytania musi odpowiedzieć niniejszy referat. Musi, bo polscy autorzy, polska literatura historyczna jak dotąd stosunkowo niewiele miejsca poświęciła tematyce australijskiej. Czołowe krajowe periodyki historyczne, jak choćby Przegląd Historyczny czy Kwartalnik Historyczny od ponad dziesięciu lat nie zamieściły ani jednej publikacji dotyczącej dziewiętnastowiecznej Australii. Próżno też ich szukać w Bibliografii zawartości czasopism z lat 1988 i 1989 chociaż zdrowy rozsądek podpowiada, że niewielki nawet esej w 200 rocznicę powstania pierwszej kolonii australijskiej powinien się w poważnej historycznej prasie ukazać. Polscy historycy piszą o Rosji, o Prusach, o Austrii, o Stanach Zjednoczonych, o wielu innych krajach, jednak o Australii nie mają prawie nic do powiedzenia. Podręczniki akademickie temat traktują pobieżnie; zdawkowe informacje znaleźć możemy jedynie przy okazji omawiania innych zagadnień. Niewiele wreszcie istnieje osobnych wydawnictw książkowych, zarówno naukowych jak i popularnych omawiających interesującą nas problematykę. Celem tego tekstu jest opis początków ekspansji białych ludzi na antypodach. Nie zależy mi przy tym na zarzuceniu czytelnika faktografią, datami czy nazwiskami bo informacje te każdy znaleźć może w nielicznych ale jednak dostępnych wydawnictwach dotyczących Australii. Nie będzie też mowy o skomplikowanych dyplomatycznych intrygach czy działaniach militarnych prowadzonych na wielką skalę, bo takowe nie miały miejsca w pierwszych latach kolonii. Będzie za to mowa o losach zwykłych ludzi. Zbyt często w poważnych, naukowych opracowaniach historycznych zapomina się o człowieku. Rozprawia się o faktach, politycznych intrygach, o przyczynach, przebiegu i o konsekwencjach wydarzeń, o wielkich czynach arcywybitnych postaci a ciągle zapomina o człowieku – często anonimowym, ułomnym, nieświadomym swej roli w historycznych wydarzeniach, ale jednocześnie pozostającym mimowolną, cichą siłą napędową każdego historycznego procesu. Dzieje brytyjskiej ekspansji w Australii, od chwili założenia osady karnej w r. 1788 do czasu osiągnięcia przez nią względnej samodzielności przejawiającej się w podejmowanych od 1794 r. próbach kolonizacji kolejnych partii kontynentu są dobrą okazją by zaobserwować jak wielką rolę w historii mogła odegrać grupa zwykłych, zmagających się z losem śmiertelników
„Straszna ma kara została obwieszczona, jestem skazany na Botany Bay!”[vii] (od wyprawy Cooka do założenia brytyjskiej kolonii karnej)
Dzisiaj już wiemy: Janus czy Dampier stąpali po kontynencie, który nazywamy Australią. Jednak w wieku XVII aż do I poł. XVIII ta świadomość nie istniała. Janus odkrył ziemię, nazwaną później Nową Holandią tyle że, zdaniem ludzi XVIII stulecia, nie ona była spodziewanym w rejonach mórz południowych piątym kontynentem. Nie była poszukiwanym wówczas gigantem równoważącym Europę Afrykę i obie Ameryki. Nie była terram Australis[viii]. A skoro nie była, to należało szukać dalej. Wysłane w latach 1764 i 1766 w celu zbadania wód poniżej równika dwie angielskie wyprawy nie przyniosły spodziewanego rezultatu. Wobec tego Admiralicja Royal Navy zdecydowała w 1768 roku o zorganizowaniu kolejnej ekspedycji poznawczej. Na jej czele stanął, zwany łagodnym żeglarzem”, James Cook. W niniejszym referacie nie ma miejsca na szczegółowe przedstawienie przebiegu i dokonań wyprawy brytyjskiego porucznika marynarki. Jednakowoż trzy jej aspekty mają istotne znaczenie dla dalszych losów ojczyzny Aborygenów. Po pierwsze, Cook, jako pierwszy Europejczyk dotarł do wschodniego brzegu Australii. Zatokę, w której rzucił cumy i opuścił kotwice swych okrętów ochrzcił mianem Botany Bay (Zatoka Botaniczna)[ix]. Po drugie wschodnią Australię ustanowiono wówczas posiadłością brytyjską nadając jej nazwę Nowa Południowa Walia.[x] Po trzecie, w drugiej wyprawie Cooka (1772 – 1775) wzięli udział także dwaj Polacy: Jan Jerzy Forester i jego ojciec Jan Rajnold dając tym samym początek historii bytności Polaków w Australii[xi].
„Łagodny żeglarz” zginął w 1779 roku podczas walk z tubylcami na Haiti. Pozostawił po sobie dzienniki z wypraw i olbrzymią ilość map. Odwzorowywały one odkryte i badane przez Cooka krainy. Była wśród nich Australia; należała do Anglii ale Brytyjczycy nie wiedzieli co ze swoim nabytkiem począć. Nadal nie zdawali sobie sprawy z faktu dysponowania ogromnym kontynentem. Nie znali jego rozmiarów ani dokładnych granic. Wciąż była to terra incognita. Wkrótce jednak okazało się, że nierozpoznane dotąd dokładnie terytorium przyłączone przez Cooka do Korony może pomóc Wyspiarzom w rozwiązaniu ważkich problemów[xii].
XVIII – wieczna Wielka Brytania miała wiele spraw wymagających natychmiastowej regulacji. Wśród nich coraz większej powagi nabierał problem naturalnego przyrostu ludności[xiii]. Już w 1696 r. pomnażająca się ilość mieszkańców Anglii skłoniła publicystę Gregora Kinga do sformułowania, przerażającej jak na tamte czasy, prognozy, która zakładała, że około 2300 roku naszej ery społeczeństwo angielskie liczyć będzie jedenaście milionów głów[xiv]. Dzisiaj o Kingu myśleć możemy jak o niepoprawnym optymiście. Przewidywania jego okazały w całej rozciągłości chybione, bo Wielką Brytanię już w 1997 r. zamieszkiwało 58,2 mln mieszkańców[xv]. Tym niemniej Brytyjczyków końca XVII wieku ów wyż demograficzny mógł co najmniej frapować. W roku 1659 ludność Królestwa liczyła pięć i pół miliona. Dokładnie sto lat później – sześć i pół miliona. Miedzy rokiem 1750 a 1800 Brytanię zasiliły kolejne dwa miliony nowych obywateli[xvi]. Zjawisku temu towarzyszyły inne, rodzące poważne obawy. Przede wszystkim bezrobocie a więc bieda. Ubóstwo zaś zmuszało do łamania prawa; państwo Jerzego III opanowane było przez plagę przestępczości. Zapobiec jej miały coraz bardziej restrykcyjne ustawy (m.in. Hulks Act z 1776 roku i datowany na r. 1779 Penitentiary Act.[xvii] Efekt ich był jednak dokładnie odwrotny od zamierzonego. Nie tylko nie zadziałały prewencyjnie ale nade wszystko przysporzyły następnych kłopotów. Brytyjskie prawo wyróżniało około 150 rodzajów przestępstw, za które oskarżonemu groziła kara śmierci. Za morderstwo – kara śmierci. Za bigamię – kara śmierci, za zoofilię – egzekucja, za kradzież rzeczy o wartości wyższej niż 1 szyling (kawałek chleba) – śmierć lub banicja. Z jednej strony surowość wyroków za niektóre wykroczenia była, delikatnie mówiąc, przesadzona, z drugiej – niejednokrotnie obniżano górną granicę kary aby zachować sprawcę przy życiu[xviii]. Śmierć zamieniano głównie na czasową lub dożywotnią banicję. Przyzwoitość nakazuje wspomnieć, że czasowe lub dożywotnie zesłanie nierzadko były zakamuflowaną formą kary śmierci, jeśli bowiem transport skierowano np. w okolice ujścia rzeki Gambia[xix] (Afryka Zachodnia) to zguba skazańców była tylko kwestią czasu. W każdym razie więzienia nie mieściły skazanych – problemu nie zdołały również rozwiązać tzw. hulki czyli przycumowane na Tamizie wiekowe żaglowce przerobione na tymczasowe więzienia – w gruncie rzeczy były jedynie zaszczurzonymi zbiorowymi umieralniami, siedliskami brudu i zarazy, która w każdej chwili mogła rozprzestrzenić się w mieście. Jakie istniało wyjście z tej sytuacji? Czy masowe zesłania do kolonii karnych były dla angielskiego rządu dobrym rozwiązaniem? Odpowiedź brzmi: doskonałym! Lecz co począć, jeśli od 1782 roku, tj. od chwili gdy Anglia uznała niepodległość swych trzynastu dawnych amerykańskich prowincji, kolonie karne w Wirginii i Marylendzie przestały istnieć? Co zrobić jeśli jest pomysł na walkę z kryzysem, ale koncepcji tej nie można szybko i zdecydowanie zrealizować? Dla polityków stawało się coraz bardziej oczywiste, że należy czym prędzej podjąć wysiłek zorganizowania nowego miejsca deportacji. Pomysłów było kilka, projektowano między innymi rozwinięcie kolonii na rzece Gambia, jednak przez wzgląd na zgubny wpływ tamtejszego klimatu pomysł zarzucono. Następna propozycja, zatoka Das Voltas w południowej Afryce, odpadła po przeprowadzeniu dokładniejszych badań i stwierdzeniu nieurodzajności gleb[xx]. W dyskusjach o utworzeniu nowej kolonii o charakterze karnym wspominano również o Zatoce Botanicznej. Już w roku 1779 uczestnik wyprawy Jamesa Cooka, przyrodnik Sir Joseph Banks podkreślał walory tego miejsca. Cztery lata później inny towarzysz Cooka i Banksa, James Maria Matra równie gorąco zachwalał zdrowy klimat i ogólnie sprzyjające warunki Botany Bay. Dodatkową zaletą lokalizacji kolonii w Zatoce stała się obfitość surowców niezbędnych flocie – drewna do budowy statków i lnu do wyrobu płótna żaglowego. Z bogactw niniejszych można było w Australii korzystać do woli. Poza tym kolonia tam ulokowana, w przyszłości miała szansę stać się bazą zabezpieczającą rejsy angielskich statków z Indii do południowo-chińskiego Kantonu. Nie bez znaczenia wreszcie pozostawała kolonialna rywalizacja brytyjsko – francuska. W sojuszu z Holendrami (zawartym w 1785 r.) żeglarze z królestwa Ludwika XVI intensywnie penetrowali wyspy Indonezji. Nie było wobec tego wykluczone, że pokuszą się o zbadanie New South Walles[xxi]. Należało podjąć kolonizację terra Australis natychmiast a już na pewno uniemożliwić ją Francuzom. Decyzja zapadła w 1786 roku. Minister spraw wewnętrznych i kolonii, lord Sydney[xxii] pisał do ministra skarbu: Otrzymałem polecenie Jego Królewskiej Mości, by powiadomić Wasze Lordowskie Moście, że Jego Majestatowi spodobało się abyście podjęli kroki niezbędne do wysłania odpowiedniej liczby statków do przesłania 750 zesłańców do Zatoki Botany wraz z zapasami żywności oraz urządzeniami rolniczymi, które mogą być im potrzebne po przybyciu na miejsce”[xxiii]. Zapadł tym samym wyrok skazujący na 191 kobiet i 568 mężczyzn, ludzi młodych i starych, winnych morderstwa, gwałtu, krwawego rozboju albo kradzieży kilku metrów płótna. Z dużą pewnością można stwierdzić że niewielu przedstawicieli Izby Lordów i Izby Gmin miało choćby blade pojęcie o tym, dokąd wysyłają ów transport więźniów, tzw. Pierwszą Flotę. Wyruszając 13 maja 1787 roku z portu Motherbank zmierzała ona w kierunku krainy widzianej do tej pory tylko raz przez Cooka, Banksa i Metrę. Nieszczęsnych pasażerów jedenastu żaglowców, dowodzonych przez mianowanego gubernatorem Nowej Południowej Walii kapitana Artura Phillipa, czekała teraz ośmiomiesięczna podróż w ładowniach statków. Przez cały czas skuci kajdanami, w czasie burz po pas w wodzie, żywi ze zmarłymi, chorzy z jeszcze zdrowymi, wszyscy głodni, niszczeni przez szkorbut i wrzody w czasie ostatniego w życiu rejsu cierpieli po stokroć więcej niż wymagały tego ich przewinienia.
Artur Phillip na flagowym żaglowcu „Supply” wpłynął do Botany Bay 18 stycznia1788 roku. Reszta floty dotarła w ciągu 48 godzin. Co tam zastali? Towarzyszący Phillipowi porucznik zanotował, że wygląd Kraju jest bardzo zbliżony do wrzosowisk w Anglii, z tym że jest tu mnóstwo bardzo dobrej trawy i trochę małych drzew”. Phillip, uznawszy teren za nieodpowiedni do założenia osady, zdecydował o poszukiwaniach innego miejsca. Korzystając z map Cooka posuwał się na północ i wkrótce dotarł do zatoki Port Jackson. O porcie tym, podobnie jak Zatoka Botaniczna odkrytym przez „łagodnego żeglarza, dowódca Pierwszej Floty wypowiadał się w samych superlatywach. Mniemał, że po wodach zatoki może bezpiecznie pływać tysiąc okrętów liniowych[xxiv]. 26 stycznia 1788 w miejscu nazywanym Sydney Cove (zatoczka) powietrze przeszył huk salw i korków szampana poczym na maszcie załopotała brytyjska flaga. Istnienie pierwszej kolonii angielskiej w Australii stało się faktem.
CZARNE I BIAŁE DIABŁY czyli rzecz o Aborygenach i pierwszych osadnikach z Europy.
28 kwietnia 1770 roku, po wpłynięciu żaglowców Jamesa Cooka na wody Zatoki Botanicznej doszło do symbolicznej sceny. Oto po rzuceniu cum, kiedy Europejczycy zamierzali zejść na ląd stały, na plaży pojawili się dwaj niczym nie odziani, niscy mężczyźni o ciemnym kolorze skóry i kędzierzawych włosach. W rękach trzymali oszczepy a z zachowania można było wnosić, że nie akceptują obecności białych przybyszów. Na statku „Endeavour” zapadła konsternacja[xxv]. Oto dwaj wojownicy chcieli stawić czoła trzydziestu Anglikom, chcieli powstrzymać reprezentantów wszechpotężnej Europy. Pierwsze bliższe spotkanie białych z rdzennymi mieszkańcami Poudniowej Walii nie należało więc do udanych. Natomiast pasażerowie „Pierwszej Floty” mogli mówić o gościnnym powitaniu. Tubylcy zaprowadzili ich do strumienia ze słodką wodą. W dowód wdzięczności gubernator Phillip obdarował czarnych paciorkami i odzieżą. Ten ostatni podarek wzbudził ogólne zdumienie, by nie powiedzieć, wzgardę tuziemców – chodzili wszak odziani skąpo lub wcale. Być może dlatego sprawiali wrażenie ubogich i nieszczęśliwych. Po pobieżnej obserwacji, a na taką tylko stać było pierwszych białych osadników australijskich, trudno było orzec, czy istnieje wśród nich jakakolwiek organizacja. Nie dostrzeżono w grupach wyraźnych przewodników, wodzów – jedynie ludzie starzy obdarzani byli czcią, mieli większy autorytet. Prawa kobiet i mężczyzn niewiele się od siebie różniły. Zdawano sobie sprawę z religijności tubylców ale jej zasad nie pojmowano. Obecnie wiemy, że Aborygeni posługiwali się około 500 językami. Niewielkie to chyba miało wówczas znaczenie dla białoskórych ludzi szukających każdego sposobu by przeżyć jeszcze jeden dzień w warunkach powstającej kolonii. Powyższe cechy rdzennych mieszkańców Nowej Południowej Walii mogły na przybyszach ze starego kontynentu, przywykłych do swej wysoko rozwiniętej cywilizacji, wywołać wrażenie niekorzystne. Mogli sądzić, że powitali ich ludzie jeszcze biedniejsi, nieokrzesani, że są w ojczyźnie „czarnych diabłów”, jak później zwykło się mawiać o Aborygenach. Niełatwo jednak orzec czy ta wyniosłość, ta duma była rzeczywiście uzasadniona. Czy aby wynędzniali po ośmiomiesięcznej podróży, w gruncie rzeczy bezbronni goście z Europy wyglądali lepiej? Kogo zobaczyli Aborygeni? Z trudem przychodzi nam dziś o tym mówić bo nie istnieją, pozostawione w jakiejkolwiek formie, przekazy sporządzone przez tubylców z Port Jackson i Botany Bay. Ale domyślać się możemy że ludność aborygeńska wykazywała raczej nieufność, strach lub wrogość wobec osadników. Takie uczucia zawsze wywołuje nieoczekiwana wizyta, każda próba wdarcia się ludzi nieproszonych, ludzi znikąd w obręb jakiegoś terytorium. Gubernator Arthur Phillip otrzymał wytyczne „by żyć z krajowcami w przyjaźni i życzliwości”. Czarni mieszkańcy Australii chcieli mieszkać, polować, odprawiać tradycyjne obrzędy religijne, chcieli żyć w niezmienionych warunkach, w niezakłóconym spokoju. Biali budowali osiedla, wypasali owce, planowali uprawę zbóż. Konflikt interesów ludzi z Europy i Aborygenów uniemożliwiał więc realizację dyrektyw, których trzymać miał się Phillip. Wzajemne stosunki były zatem ambiwalentne: z jednej strony krajowcy zgadzali się współpracować z osadnikami. Służyli im jako przewodnicy, pokazywali jak korzystać z darów australijskiej przyrody. Z drugiej, buntowali się przeciwko próbom zaprowadzenia nowego obcego porządku a protest ich niejednokrotnie miał charakter zbrojny. Wspomniany już brak ściślejszej organizacji społecznej powodował, że działania militarne Aborygenów kończyły się zazwyczaj fiaskiem[xxvi]. Ta słabość zaowocowała wkrótce bardzo poważnymi konsekwencjami – biali przybysze całkowicie zawładnęli czarnymi mieszkańcami kontynentu. Z takim stanem rzeczy zdominowani tubylcy nie pogodzili się zresztą do dnia dzisiejszego.
RUM Z KALKUTY czyli dalsze losy kolonii w Sydney Cove
Pierwszym organizatorem życia kolonii w Sydney Cove był gubernator Artur Phillip. Skazańcy przywiezieni przez Pierwszą Flotę po zejściu na ląd znaleźli się właściwie w lesie, zatem należało stworzyć jakiekolwiek podstawy egzystencji. Przez pierwsze kilka dni skazańcy mieszkali w skleconych z gałęzi szałasach[xxvii]. Sam Phillip „rezydował” w słabo chroniącym przed deszczem i wiatrem namiocie. Kiedy okazało się, że wśród więźniów jest murarz, wystawiono pierwszy kamienny budynek w Australii – dom gubernatora. W niedługim czasie zbudowano szpital, magazyny, pomieszczenia administracyjne i obserwatorium. Po roku była to już regularna kolonia – wytyczono ulice, postawiono nowe budynki[xxviii]. Doprawdy niezwykłe musiały być zdolności organizacyjne Phillipa – nie tylko potrafił utrzymać we względnej karności kilkaset, nie zawsze skłonnych do posłuszeństwa osób, lecz jeszcze w stosunkowo niedługim czasie stworzył podstawy nowej kolonii. Wysiłki jego są tym bardziej godne podziwu, że w ciągu dwóch lat od czasu wpłynięcia Pierwszej Floty do zatoki Botanicznej nie nadeszła z Londynu choćby śladowa pomoc zabezpieczająca byt kolonii[xxix].
W 1790 do Sydney przypłynęły statki „Drugiej Floty” wyładowując kolejną partię 1070 więźniów. Na początku rejsu grupa liczyła więcej osób ale 267 zmarło w podróży. „Trzecia Flota” przetransportowała następne 1000 osób (w drodze zmarło 199)[xxx]. Rok po przybyciu „Trzeciej Floty” kolonia liczyła już 3 tys. osób. W grudniu 1792 Artur Phillip został wezwany do Londynu. Zarzucano mu, że w ciągu trzech lat nie zdołał doprowadzić do samowystarczalności kolonii a transporty i utrzymanie więźniów pochłaniają zbyt wysokie sumy. Zapominano, że gubernator był całkowicie osamotniony w swych działaniach. Phillip opuścił Australię chory i zmęczony – dzieło jego było jednak potężne.
Mieszkańcy kolonii byli częściowo zatrudnieni w administracji, pewien procent pracował w rzemiośle i na roli, niemały odsetek żył z polowań i handlu wielorybami i fokami. Do tego dochodził handel rumem. Mieszkańcy Sydney dzielili się na pijących rum i tych, co go sprzedawali. Oczywiście byli i tacy, którzy parali się jednym i drugim. W pierwszych, najtrudniejszych latach istnienia kolonii ten trunek przywożony z Jamajki lub Kalkuty zastępował pieniądz. Na butelki alkoholu przeliczano wartość innych produktów lub wynagrodzenie za pracę. Pili wszyscy, kobiety i mężczyźni, starzy i młodzi, więźniowie i pilnujący ich żołnierze[xxxi]. Sprawa rumu dobrze ilustruje dramat i zarazem groteskowość sytuacji jaka wytworzyła się w nowej kolonii. Ludzie ją zamieszkujący, rzuceni w rejony całkowicie obce próbowali sobie jakkolwiek radzić. Czasem te starania były tożsame z pijaństwem. Dziś jednak w Australii widać też pozytywne plony tamtych aktów desperacji.
Kolonia z trudem ale krzepła. Dowodem powolnego stygnięcia sytuacji stały się akcje kolonizacyjne i badawcze na terenach przyległych do Sydney. W 1794 roku rozpoczęto osadnictwo w okolicach rzeki Howkesbury a nieco później na północ od Parramatty. Zagospodarowanie pastwisk nad rzeką Nepean równało się dotarciu do Gór Błękitnych. Ich łańcuch traktowano jako naturalną granicę kolonizacji. Pasmo Gór Błękitnych przekroczono dopiero w 1813 roku. Założono także kolonię na wyspie Norfolk[xxxii]. W 1803 r. u wybrzeży Australii pojawiły się francuskie okręty badawcze „Geographe” i „Naturaliste”. Ówczesny gubernator kolonii, Phillip King uznał ich obecność za zagrażającą Ziemi Van Diemena (Tasmanii). Dlatego przedsięwziął kroki zmierzające do zabezpieczenia wyspy dla angielskich wpływów. Do życia powołano trzy osiedla. Każde z nich zamieszkiwały rodziny, którym przyznano po 200 akrów ziemi. Około 1803 roku utworzona przez Anglików kolonia w Sydney mogła się nie tylko utrzymać we względnej ekonomicznej niezależności od Londynu, ale na dodatek posiadała zdolność kreowania pomniejszych, zależnych od siebie osad. Pierwszy etap ekspansji brytyjskiej na antypodach można w tym momencie uznać za zamknięty. Daleko było Botany Bay (nazw Sydney i Botany Bay używano zamiennie) do jakiejkolwiek istniejącej kolonii angielskiej np. w Azji. Tym niemniej pierwsze kroki zostały uczynione i nic już osadnictwa białego człowieka w tych rejonach nie mogło zatrzymać.
ZAKOŃCZENIE albo mała historia
W 1783 roku zręby Imperium Brytyjskiego zostały ostatecznie ukształtowane. Anglicy posiadali część Kanady, część Hondurasu, Bermudy, Jamajkę, wyspy należące do archipelagu Małych Antyli[xxxiii], punkty oparcia w Afryce, posiadłości Bengal i Haidarabad, Madras i Bombaj w Indiach[xxxiv]. Wschodnich. W roku 1788 Brytyjczycy usadowili się także w Australii. Dzieje pierwszych lat kolonii w Nowej Południowej Walii nie obfitują w spektakularne rozgrywki dyplomatyczne czy wielkie konflikty zbrojne podobne do tych, jakie miały miejsce na innych obszarach kontrolowanych przez Anglików – choćby w Azji Środkowej. Wydarzenia w Sydney pozostawały na brzegu głównego nurtu zainteresowań polityków i dygnitarzy króla Jerzego III. Niewielu z nich wiedziało w którą stronę należy płynąć by dotrzeć do Nowej Południowej Walii. Pierwsze lata Botany Bay, Sydney Cove czy Port Jackson to historia zwykłych ludzi, którym nie pozostawiono żadnego wyboru, ludzi rzuconych w nieznane, dziewicze, niezbadane i niebezpieczne tereny. To wydarzenia z marginesu wielkiej historii. Taka mała historia z końca świata.
PRZYPISY
[i] A. Pigafetty, Relacja z wyprawy Magellana dookoła świata, Kraków 1992, s. 106 – 112. [ii] W 1521 Magellan dotarł na Filipiny, gdzie 27 IV zginął uczestnicząc w walkach toczonych przez tubylców. Z jego flotylli złożonej początkowo z 5 okrętów, z Filipin odpłynęły już tylko dwa: „Trinidad” i „Victoria”. Do Hiszpanii powrócił jedynie ten ostatni. [iii] Del Cano z Filipin przepłynął Morze Sawu następnie Morze Timor i skierował swe statki na Ocean Indyjski. [iv] Morze Koralowe czyli Coral Sea leży w zach. części Oceanu Spokojnego, między Australią, Nową Gwineą, Nową Brytanią, Wyspami Salomona, Nowymi Hebrydami, Nową Kaledonią oraz wyspą Lord Howe; na zach. łączy się przez Cieśn. Torresa z morzem Arafura, na pd.-wsch. graniczy z morzem Fidżi, na pd. z M. Tasmana. [v] Morze Arafura czyli Arafura Sea, półzamknięte morze we wsch. części Oceanu Indyjskiego, między wyspami Tanimbar, Kai, Nową Gwineą i Australią. [vi] J. Rickard, Australia. Historia kultury, Wrocław 1994, s. 25. [vii] Tytuł rozdziału jest cytatem z pieśni skazanych na zesłanie do australijskiej kolonii karnej. Cytat ów zamieszczony jest w jednym z popularnych wydawnictw dotyczących Australii [viii] W XVIII wieku wierzono, że kontynenty muszą być rozmieszczone równomiernie na półkulach. W ten sposób Ziemia może się utrzymywać w równowadze. Szukano wiec ogromnego kontynentu, nazywanego terra Australis, który miał być przeciwwagą dla znanej już Europy, Afryki, i dla obu Ameryk. [ix] Nazwa Zatoka Botaniczna wywodzi się od nieprzebranej ilości nowych okazów roślinności, na jakie natknął się Cook po zejściu na ląd stały. [x] K. Dziewanowski, Brzemię białego człowieka,Warszawa 1996, s.425 – 447. [xi] J. Grot – Kwaśniewski, Ponad 200 lat temu – pięćdziesięciolecie australijskiej Polonii, „Archiwum Emigracji, Studia -Szkice – Dokumenty”, z. 1, 1998, str. 27 – 29. [xii] K. Dziewanowski, op. cit., s. 451- 452. [xiii] W. Olszewski, Historia Australii, Wrocław 1997, s.61. [xiv] K. Dziewanowski, op. cit., s. 453. [xv] Wielka encyklopedia multimedialna PWN, Warszawa 2000, pod hasłem: ” Wielka Brytania”. [xvi] K. Dziewanowski, op. cit., s. 454. [xvii] W. Olszewski, op. cit., s. 62. [xviii] A. Strzelbicki, Niespokojne opowieści Oceanu Spokojnego, Gdańsk 1985, s. 7. [xix] Gambia przepływa przez trzy państwa Afryki Zachodniej: Gwinee Bissau, Senegal i Gambię. Całkowita długość wynosi ok. 1200 km . [xx] J. Rickard, op. cit., s.27. [xxi] W. Olszewski, op. cit., s. 62 – 63. [xxii] Nie udało mi się ustalić imienia ministra. [xxiii] A. Strzelbicki, op. cit., s. 9. [xxiv] J. Rickard, op. cit., s.26. [xxv] K. Dziewanowski, op. cit., s. 439. [xxvi] J. Rickard, op. cit., s.53 – 54. [xxvii] W. Olszewski, op. cit., .s. 66. [xxviii] K. Dziewanowski, op. cit., s. 462 -463. [xxix] W. Olszewski, op. cit., .s. 66. [xxx] A. Strzelbicki, op. cit., s 10. [xxxi] W. Olszewski, op. cit., .s. 70. [xxxii] Norfolk – wyspa wulkaniczna na Oceanie Spokojnym, ponad 1500 km od Sydney; stanowi terytorium zamorskie Australii. [xxxiii] Antyle – wyspy w Ameryce Środkowej, w Indiach Zachodnich.; ciągną się łukiem długości ok. 4500 km od półwyspu Jukatan w Meksyku do wybrzeży Wenezueli; tworzą granicę między Morzem Karaibskim a Zatoką Meksykańską i otwartym Oceanem Atlantyckim. [xxxiv] H. Zins, Historia Anglii, Wrocław 1995, s. 261.BIBLIOGRAFIA
1.DZIWANOWSKI Kazimierz, Brzemię białego człowieka, Warszawa 1996.
2.KWAŚNIEWSKI Jerzy, 200 lat temu – pięćdziesięciolecie australijskiej Polonii, „Archiwum Emigracji”,
1998, z.1.
3.OLSZEWSKI Wiesław, Historia Australii, Wrocław 1997.
4.Pigafetty Antonio, Relacja z wyprawy Magellana dookoła świata, Kraków1992.
5.RICKARD John, Australia. Historia kultury, Wrocław 1994.
6.STRZELBICKI Antonii, Niespokojne opowieści Oceanu Spokojnego, Gdańsk 1985.
7.ZINS Henryk, Historia Anglii, Wrocław 1995
Paweł Konopacki
( GG: 3946259 )
(konop23@tlen.pl)
Tekst ukazł się w „Biuletynie Historyków Uniwersytetu Łódzkiego”, Łódź 2002