O Jacku Kaczmarskim możemy przeczytać dziś wszystko. Najtrudniej znaleźć głosy tych, którzy mówią: przypisywana Kaczmarskiemu przemocowość i agresja są kłamstwem. Rzecz w tym, że w czasie linczu prawda nie ma już znaczenia. Nazywam to linczem, obserwując analogiczne mechanizmy, jak w przypadku realnych samosądów. Ślepa nienawiść, skoncentrowana w agresywnych, jednoznacznie oceniających komentarzach, masowość, hałaśliwość i gwałtowność ataków, przy jednocześnie znikomej znajomości samego problemu, przekonanie o bezkarności, występowanie przeciwko domniemanemu pogwałceniu norm… – to wszystko składa się na obraz zjawiska nazywanego „linczem internetowym” i nie jest to tylko jakaś moja wydumana hiperbola. To samo dotyczy wielu innych osób (często znanych) i jest poważnym problemem współczesnej komunikacji społecznej.
Patrycja Volny, czyli córka Jacka Kaczmarskiego z drugiego małżeństwa, przyczyniła się do opisanego wyżej wizerunku Artysty za sprawą wywiadu, którego w 2007 roku udzieliła w telewizji TVN. Padło tam mniej więcej takie wyznanie: „Między moim 7. i 8. rokiem życia mieszkaliśmy w Perth. Ojciec był sfrustrowany, agresywny, dużo pił. Zamykał się w swoim pokoju i wpadał w ciągi. Regularnie poszturchiwał mamę, ja kilka razy dostałam od niego pasem, choć mama zawsze starała się mnie chronić”. Patrycja Volny później wielokrotnie prezentowała różne wersje swojej wizji domowej przemocy, nigdy nie wykraczały one poza zarysowany tutaj obszar. W dobie medialnej hiperbolizacji zjawisk taka właśnie relacja urosła do rangi wstrząsającego wyznania o maltretowaniu rodziny przez zwyrodniałego alkoholika. Nie zamierzam bagatelizować opisanych wyżej wspomnień, chcę jedynie podkreślić, że daleko tu do maltretowania, bycia damskim bokserem, sadystą, zwyrodnialcem – a taki wizerunek stworzyła kultura memów i memoidalnych mediów.
Nie inaczej jest w ostatnich wspomnieniach Patrycji Volny (tych spisanych, które czytelnicy mogą zakupić, by poznać jej losy) – z tą różnicą, że tym razem pojawił się ów najnowszy i najbardziej kontrowersyjny wątek. „Długo o tym nie mówiłam, bo miałam to po prostu wymazane, wyparte. Wróciło do mnie po latach. Sama się zastanawiałam, czy czegoś nie pomieszałam, ale myślę, że pewne rzeczy wracają, kiedy jesteśmy dojrzalsi i na to gotowi. Mnie się wszystko przypomniało z bardzo konkretnymi szczegółami: pasek na pościeli, zapach”. Od ogółu do szczegółu. Od pełnej niejasności uwagi wstępnej, do racjonalizacji i poparcia konkretem. Długo nie pamiętałam, ale już pamiętam. Pamiętam, jak przez mgłę, bo sobie przypomniałam. Nie wiem, czy to sen, ale to tak realne, jakby zdarzyło się naprawdę. I z tych prawdopodobnych psychologicznie, choć rozciągniętych nie wiadomo jak długo w czasie rozważań powstaje spisana historia, która w założeniu i wstępnej deklaracji jest niejednoznaczną i nieoczywistą, wkrótce zaś stanie się, w społecznym odbiorze i we „wspomnieniach” (które przecież, jak wiemy, nie są trwałe – o czym już wyraźnie poinformowała nas Autorka – i dlatego nie są de facto wspomnieniami, lecz projekcjami wspomnień; nie tylko w przypadku Patrycji, córki barda, lecz w przypadku każdego z nas, modyfikujemy bowiem nasz obraz historii pod wpływem wielu czynników i zdarzeń, a relacja między utrwalaniem a płynnością jest nietrwała i stąd trudna do określenia) prawdą, więc można założyć, że już nią jest. Ewentualne wątpliwości co do oceny takiej prezentacji uprzedza prowadząca wywiad uwagą: „Piszesz o jednej sprawie, na którą na pewno wiele głosów powie, że kłamiesz, przekręcasz, byłaś gówniarą i coś ci się pomieszało. Wiesz, o czym mówię?”. Patrycja oczywiście wie, o czym. No tak… Jako odbiorca niespecjalnie mam gdzie się ruszyć; jeśli podam w wątpliwość niejasne pochodzenie opowieści, już zostałem zdemaskowany. Ale odczytanie tych reguł według innego klucza jest moim świętym prawem, a może i obowiązkiem. Dlatego też warto szukać dalej, aby wykluczać ewentualne wątpliwości, co do tego, jak mamy rozumieć przekaz całości. Kolejne pytania wyznaczają tematycznie punkty, które będąc osobistą i jednostkową narracją, mają opowiadać o sprawach ponadjednostkowych i je naświetlać: mężczyźni, aborcja…
Przeprowadzająca wywiad dziennikarka projektuje poetykę odbioru, używając nieuprawnionych i nieprofesjonalnych ocen: „Bardzo uderza mnie, jak szczerze piszesz o sobie w książce. O alkoholu, narkotykach, depresji poporodowej”. Bardzo przepraszam, ale klasyfikacja „szczerze” w odniesieniu do świadectwa, w dziedzinie poetyki i dostępnych dziennikarsko metod poznania jest zawsze nadużyciem. Identyfikowanie autentyzmu czy otwartości opisu ze szczerością to jednak świadectwo naiwności lektury, bądź po prostu perswazyjnych intencji.
Charakterystyczny dla kreowania atmosfery insynuacji i niedopowiedzeń jest następujący dialog między dziennikarką a autorką. Dziennikarka formułuje pytanie z wyraźną tezą: „Kiedy po raz pierwszy, wiele lat temu, opowiedziałaś o przemocowości ojca, rozległy się głosy, że Kaczmarski nigdy nie podniósłby ręki na kobietę. Niestety jednak podnosił”. W końcowym stwierdzeniu jest samotwórcza moc sankcjonowania prawdy. Dziennikarka oczekuje zapewne rozwinięcia tego wątku przez bohaterkę wywiadu, która jednak odpowiada w zupełnie innej tonacji i kierunku…
Pracując nad biografią Kaczmarskiego w latach 2007-2009 poznałem dobrze ponad sto osób związanych z Artystą. Rozmawiałem też ze wszystkimi uczestnikami jego rodzinnych dramatów. W czasie kilkugodzinnej rozmowy z Ewą Volny z ust rzekomej ofiary tej głośnej już wówczas przemocy domowej nie padło słowo na temat przemocy rozumianej dosłownie. Było wiele gorzkich wyznań na temat trudów życia z wyobcowanym artystą, w emocjach którego coraz większą rolę pełnił alkohol. Można naprawdę dużo napisać na temat skomplikowanej relacji dwojga osób, z których jedna w połowie lat osiemdziesiątych zdecydowała się na wspólne życie, mimo bliskiej obserwacji funkcjonowania Jacka w pierwszej rodzinie. Jest pewne, że dla kobiety, która nie rozumiała trybu życia artysty, nie akceptowała jego narcystycznych skłonności, styl życia egocentrycznego geniusza stał się w pewnym momencie nie do zniesienia. Co uderzyło mnie w tej rozmowie, która odbywała się w obecności córki Patrycji, to wielokrotne wtrącenia młodszej z kobiet, dopowiedzenia pewnych negatywnych sytuacji na temat ojca, których ona nie mogła znać z autopsji. To pokazało mi, jak wiele ze wspomnień Patrycji Volny jest prawdą zapożyczoną, narracją przejętą po rozgoryczonej fiaskiem małżeństwa matce.
Rozmawiając z ludźmi znającymi Artystę słyszałem i opisałem później wiele sytuacji, które pokazywały go jako człowieka trudnego, który nie raz przegrywał z alkoholem i innymi swoimi demonami. Jest pewne, że Jacek nie potrafił być po prostu dobrym ojcem dla dwojga swoich dzieci z dwóch pierwszych małżeństw. Dwie pierwsze żony opisywały trudy, jakie przeżywały szczególnie w ostatnich fazach swoich małżeństw z poetą. Od tych wyznań ciągle daleko było jednak do fizycznej domowej przemocy, maltretowania bliskich, bicia kobiet. A to są właśnie zarzuty najcięższe, formułowane na zasadzie bezmyślnych uproszczeń w internetowym hejcie. W relacjach obu kobiet ważne też były te nierzadkie dobre momenty, kiedy przeinteligentny Jacek potrafił być ujmującym, czarującym kochankiem, przy którym zapominało się o wszystkim, co złe. Ciekawe też, że nikt nie próbuje nagłaśniać tematu, że ten „zwyrodnialec i sadysta” stworzył w ostatnich latach szczęśliwy związek z Alicją Delgas, był dobrym ojcem dla jej córek z pierwszego małżeństwa, a relacja ta przetrwała w miłości ciężki czas choroby aż do śmierci poety.
A mówimy przecież nie o literaturze, nie o bohaterach zamkniętej powieści, tylko o ludziach, o ich osobowościach, dwu- i wielostronnych relacjach, o związkach, które mają swoje początki i wieloletnie historie, mają swoje dobre i złe momenty, kiedy powstaje jakiś bilans zysków i strat, o zachowaniach przed, w trakcie i po związku… Jaką wiedzę na ten temat posiadają ludzie, którzy w niesławnej większości wydają sądy, oceniają to złożone życie innych? Jaką naukę można wyciągnąć z dyskusji prowadzonej bez wiedzy, bez rzetelnych danych, bez rozpoznania tematu? Poziom internetowej plotki, która czasem zbliża się do poziomu szamba. I nie twierdzę, że tych danych nie ma. Różne materiały są, ale ci, którzy są najszybsi, najbardziej zdecydowani, najbardziej radykalni w sądach, na pewno nie są nimi zainteresowani. A to oni w swej masie tworzą obraz utrwalany i akceptowany mocą tysiąckrotnie powtarzanego kłamstwa.
Nie da się w internetowym poście dogłębnie zanalizować mechanizmów manipulacji prawdą, jakie dokonały się w medialnych objawieniach Patrycji Volny oraz tego, jak pewne sformułowania zaczęły żyć swoim życiem, przez lata tworząc odrębną historię. Patrycja oskarżała, potem łagodziła swoje wypowiedzi, potem znowu podgrzewała atmosferę, nigdy jednak nie potrafiła odciąć się wyraźnie od fałszu, którym zaczęły obrastać jej wyznania. Jest córką, córką skrzywdzoną, więc to musi być prawda, a to oznacza wszystko, co każdy wedle swojego uznania zinterpretuje i przekaże dalej.
Obserwując atmosferę internetowego linczu, jaki co jakiś czas ożywa w związku z postacią Kaczmarskiego, trudno się oprzeć wrażeniu, że rozjuszony tłum w pijanym euforią korowodzie prowadzi byłego idola pod szubienicę, na której ma zawisnąć były król. Że jest od blisko dwóch dekad martwy – tym lepiej. Poniewieranie zwłok to stara metoda hańbienia wroga, tym bezpieczniejsza, że ten nie może się już bronić.
Zwracam uwagę, że ta sprawa dotyczy nie tylko dzieciństwa Patrycji Volny, ale również życia wielu innych osób. Jacek – oprócz tego, że był artystą i żywą legendą – był prawdziwym człowiekiem, jego dobre imię ma swoją niewymierną wartość, żyją ciągle osoby mu bliskie, dla których szarganie Jego imienia jest wielokrotnie odnawianym cierpieniem. I powtarzam, nawet jeśli przyznawać specjalny status, ochronę i kredyt zaufania domniemanej ofierze przemocy, to w tym przypadku legenda, mit, dosłowne kłamstwo, które narosło na wyznaniach córki, znacząco wykraczają poza rzeczywisty opis traumatycznego doświadczenia, a są wytworem wyłącznie internetowego hejtu i swawoli w bezkarnym ferowaniu sądów.
Autorem powyższego tekstu jest profesor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu dr hab. Krzysztof Gajda, Wydział Filologii Polskiej i Klasycznej, Pracownia Badań Literatury i Kultury Niezależnej, autor m.in. biografii Jacka Kaczmarskiego „To moja droga” (Wrocław 2009), „Kaczmarski w świecie tekstów” (Poznań 2003).