Antkowi Pawlakowi
Zwiedzając Katedrę Mariacką
dziecko zgubiło żółwia.
Zaowocowało to sytuacją,
którą przedstawiam tu ja.
Pełznie żółw po płytach nagrobnych,
po marmurze szorują pazury.
Żałobne to szmery, żałobne,
milczą wierni, milczą marmury.
Pochowani prałaci, kanclerze
także milczą, z oczywistych powodów,
przygnieceni żółwim pancerzem,
patrzący na żółwia spod spodu.
Po rzeźbionych herbach, inskrypcjach,
zatartych na kształt kartek z bajki,
podąża ta popielniczka,
grzebień, szylkret, ustnik do fajki.
I podnosi swój łeb pomarszczony
– intruz, zwierzę, zupa żółwiowa –
na kamiennych ścian nieboskłony,
w których Wszechświat się zaczął od Słowa…
Najwyraźniej i on Raj utracił
skoro ludzie z Raju wygnani.
Płaci za nich, niewinnie płaci
żywy Syzyf! (Notabene – poganin).
A tak naprawdę – są jednym:
długowieczny gad i świątynia –
w doskonałej skorupie Katedry
pełznie Życie po grobach z kamienia.
Jacek Kaczmarski
Osowa, 8.5.2003
Informacje dodatkowe
Inspiracja
brak
Jacek o
brak
Rękopis / Maszynopis
brak
Nuty
brak
Nagranie
brak