Machnąłem ręką, przeskoczyłem płot,
Rząd rozpędziłem wroni,
Bo długo czekał tłum na boży miot.
Spadłem na mech ich dłoni.
I samo się zrobiło jakoś tak,
Że mnie słuchali wszyscy,
Więc do nich wprost mówiłem, zamiast wspak
I wołał lud, żem bystry.
Orzekł spowiednik – zbawisz owce swe
Gdy stanie wróg za progiem;
Więc je zbawiałem nie pojmując, że
Swój – może też być wrogiem.
Za me zasługi – w wieży zamknął król
Zasłużonego sługę.
I lata trwała krzywda, lata – ból
I dni mijały długie.
Lecz tak już jest, że zrozpaczony lud
Temu, kto w wieży – wierzy!
I nie wiem sam jak się znalazłem wśród
Premierów i Papieży.
Masa jest siłą, ale siłą mas
Jest ten, kto czuje za nie.
Jam z was! I dla was! I za was
Wypowiem – swoje zdanie.
Nie wiecie sami czego chcecie chcieć,
Więc w chceniu wam pomogę:
Choć królem stał się dla was prosty kmieć –
Krętą wam wskaże drogę.
Bo sprawiedliwie wszystkim służyć chce:
Ojczyźnie – i skrzywdzonym.
Ale ojczyzna – jedna przecież jest,
Skrzywdzonych zaś – miliony.
Wszak wszelką krzywdę dzieli się raz, dwa! –
W szczegółach siedzi diabeł.
Szczegółem rada się zajmuje ma –
Od czego ma się radę?
Nastała historyczna zmiana ról,
Niech na mnie nikt nie dybie;
Na dziś i jutro tylko – z chłopa król –
Odejdę, jeśli chybię.
Kto z chłopa król – po prostu swoje wie
I ci, co stoją tyłem
Niech sobie plują w najłatwiejszy cel –
Ja wiem – że nie chybiłem.
Królestwo moje jest czy tak, czy siak,
Zakwitnie mi dziedzina.
A jeśli przez was pójdzie coś nie tak –
To już nie moja wina.
Machnąłem ręką, przeskoczyłem płot,
Rząd rozpędziłem wroni,
Bo długo czekał tłum na boży miot.
Spadłem na mech ich dłoni.
Jacek Kaczmarski
23.4.1989