Odkąd me oczy łzą wstrętu sycone
Zeszły się z Twoich powolnym ukłonem
Znajdując wyzwań i łask obietnice –
Nie dbam o skarby i gardzę mym tronem;
Odkąd ujęłaś znudzony mój członek
W wysmukłych palców zwinną ośmiornicę
Wiem, że mam berło, a Ty masz koronę,
W której obręczy zapłonę, nie spłonę;
Bo choć mnie chłoniesz –
Ja Tobą się sycę.
A ty nieśpiesznie tkasz zdarzeń kobierzec,
Węzeł za węzłem, w rytm serca uderzeń,
W gęstej osnowie nie chybiając wątku,
Chociaż w najdziksze prowadzisz rubieże.
Idziemy razem labiryntem ścieżek,
Gdzie jeden koniec wiele ma początków,
Bo cały z Twoich utkany zamierzeń…
Należysz do mnie, do Ciebie należę
I Tobie wierzę,
Bo Ty jesteś prządką.
Odkrywam wszechświat przez rzęs Twych kurtyny,
Przez siedmiu niebios przejrzyste muśliny
I Tobą słyszę lasy i ogrody,
Ptaki, zwierzęta, wichrowe równiny.
Tobą woń wdycham piżma i cytryny,
Tobą smakuję orzechy i miody,
Tobą zanurzam się w chłodne głębiny,
Gdzie nie ma bólu, obawy ni winy –
W ciche krainy
Świetlistej pogody.
Z tej świetlistości wysnuwasz opowieść
Słodką, soczystą i cierpką – jak człowiek,
Gęstą od tęsknot, cudów i koszmarów;
Ale jej końca nigdy się nie dowiem,
Bowiem zawieszasz na jednym ją słowie,
W którym zaklęte szukanie jest – czaru.
– Mów dalej – błagam, wstrzymany wędrowiec,
Pan Twego losu i więzień Twych powiek,
Nad życie, zdrowie
Spragniony Twych darów…
Lecz Ty wiesz dobrze dlaczego tak zwlekasz:
Zastyga wicher, wstrzymuje bieg rzeka,
Nie kończy zwierz skoku i słońce nie gaśnie,
Zawiesza oddech łąka i pasieka.
I Ta, co ciemność ma kłaść na powiekach,
Przy której milknie gwar szczęścia i waśni,
Kruszą się twierdze zamiarów człowieka –
Też trwa bez ruchu, cicha i daleka,
Bo i śmierć czeka
Na dalszy ciąg baśni.
Złote złudzenie! Przepyszna szarado!
Skarbie Sezamu! Marzenie Sindbada!
O objawienie moje! Tajemnico!
Krynico woli! Bezwładu kaskado!
W Tobie się wznoszę.
W Tobie opadam –
W pełnię i w nicość…
Szeherezado.
Jacek Kaczmarski
16.2.1999