(wg obrazu H. Boscha)
Padają anioły Czernieją w locie
Skrzydła im schną rosną ogony
Rozłażą się zaraz po ziemi
Pokraki z okrutnym uśmiechem
Niebo wysokie nad nimi
A w nich otchłanie piekieł
Szum rajskich drzew Zapach owoców
Przenika suchy chrobot pazurów
Nad mokrą trawą sierści smród
Pieśniom aniołów wrzaski do wtóru
Na taki świat wyganiam was
Jesteście sami żona i mąż
Za każdym kamieniem czai się poczwara
Na każdym drzewie wąż
Na taki świat wyganiam was
Jesteście sami ona i ty
Jaka modlitwa zabrzmi wśród moczarów
Którymi będziecie szli
Na taki świat stworzono was
A ciała wasze drżą
Jaka was nagich uratuje wiara
Jak wysłowicie ją
Wóz siana siana wóz wóz siana
Obfitość wszelka wygina mu osie
Więc skrzypi po drodze się tocząc
Na wozie para spod znaku dzbana
W uścisku miłosnym jak w złotym stosie
Świat odebrała oczom
Wóz siana siana wóz wóz siana
Łamani kołami krzyczą przez chwilę
Zbyt chciwi zbyt nieostrożni
Za wozem tłum wszystkie stany z widłami
By uszczknąć a w tłumie intryga i sztylet
Kto żyw ten groźny
Wóz siana siana wóz wóz siana
Ciągną go śmieszne i straszne poczwary
Idziemy za nimi z rękami w górze
Błękitne dale świat nam odsłania
Mnożą się pieśni wiary towary
Rozkłada ręce Chrystusik w chmurze
Wóz siana siana wóz wóz siana
Dokąd ciągniecie go mordy zwierzęce
Dokąd idziemy za wami
Kiedy nam wreszcie będzie dane
To po co wyciągamy ręce
Okręcone waszymi ogonami
Milcz bezmyślna istoto
Tu już nie masz władzy nad niczym
Przeszliśmy piekła granice
Twoim losem ogień i błoto pajęczynowe szubienice
Jelita ryb
Studzienny szyb
I w oku siana źdźbło złote
Jak w dniu stworzenia nadzy
Lecz winą życia obarczeni
Nawet nad własnym cierpieniem
Nie macie już władzy karmieni i patroszeni
Wasze to sny
Co robimy my
Przez was na jawie spełnieni
My bezgranicznie okrutni
Już nie mamy nadziei na łaskę
Ze śmiechem mnożymy tortury
Krwawi i bałamutni
Własne niebo tworzymy i chmury
Da się tu żyć
Ten świat i my
To dzieci waszej natury
Jacek Kaczmarski
1977