Karki cherlawe, serca szklane,
Umysły – prawdę rzec – nietęgie,
Słowem: lepieni na kolanie,
Stawiani pod istnienia pręgierz
Łapiemy się na chwyty tanie
I, zanim ktoś po rozum sięgnie,
Do słów tracimy zaufanie
I wielka wściekłość w nas się lęgnie.
Karki jak dęby, serca – dzwony,
W umysłach prawda, jak łza, czysta:
Nie bacząc na rachunek słony
Grzmimy, jak jeden wielki wystrzał.
Szubrawcy drżą, padają trony,
Jutrzenka nam się jawi mglista;
Przed lustrem ćwiczy już ukłony
Ten, który bunt nasz wykorzysta.
Próchnieją dęby, serca milkną
Zwątpieniem – prawdy łza mętnieje
I już my – weterani tylko
Nie pojmujący co się dzieje.
Już nasze epopeje chwilką,
Najwyżej ktoś się z nich uśmieje,
A „dzisiaj” gorzką jest pastylką,
Co snów nam wymazuje rejestr.
Karków badyle i serc kiście,
Zwiędłych umysłów byt roślinny –
Zbieramy zawsze suche liście
Z sadzonych z takim trudem winnic.
Śmierci nie znamy osobiście –
Jak dotąd – umierali inni…
Jeśli to piekło jest, lub czyściec –
Niebu nic nie jesteśmy winni.
Jacek Kaczmarski
27.8.1997