(opowieść o Łotrze i św. Piotrze)
Łotr umarł tak, jak żył:
Nóż wciąż mu w karku tkwił,
Gdy do Bram Nieba stukał.
Otworzył Święty Piotr
– Ty przecież jesteś łotr,
Więc czego tutaj szukasz?
– Mnie proboszcz mówił, że
Z grzeszników składa się
Cały nasz ludzki Kościół.
Zerwany wiatrem liść –
Już nie wiem dokąd iść.
Może byś mnie ugościł?
Rzekł Święty Piotr – no cóż,
Wyciągnę ci ten nóż
I wchodź, duszyczko płocha.
Nie takim tu jak ty
Już otwierałem drzwi,
Bo Pan Bóg wszystkich kocha.
Spoczywa łotr wśród chmur
Na materacu z piór,
Koi go lira tkliwa…
Wtem widzi, że tuż, tuż
Ów, co mu w kark wbił nóż –
Też rajskich dóbr zażywa.
Zakrzyczał łotr brzęk lir:
– Co robi tu ten zbir?
Wszak zadźgał mnie, gadzina!
Czy to nagroda za
Złem zwyciężanie zła?
Czy Raj to, czy melina?
Klucznik mu na to rzekł:
– Czyśćcowy życia bieg
Przepełnił się cierpieniem.
Więc choć odtrącić mógł,
Wolał was dobry Bóg
Skazać na – Przebaczenie…
Jacek Kaczmarski
5.2.1995