(według A. Puszkina)
Pędzi wichrem, gna zamiecią
Bure kłaki chmur,
Dziwne blaski w dymie świecą,
Światło spływa z gór.
Blady księżyc srebrzy drzewa
Szum tajemny wstrząsa ciszą
Czerń zaborcza się rozlewa
Nad cudowną leśną niszą.
Ciche widma, duchy boru,
Szepty nocy płyną wokół,
Mignie w oczach jakaś zmora,
Zaszeleści nagle z boku.
Lęk ogarnie czarną łapą
Twarz i usta zamknie w krzyku.
Z ciszy wpełznie szare fatum
I owinie cię w dotyku.
Spojrzysz w niebo, nic nie błyśnie
Gwiazdy zgasły zaciemnione.
Wokół tylko, coraz ciaśniej
Czyjeś oczy rozognione.
Setki macek lepką chmurą
Wzrok omamią i przestraszą.
I szatański śmiech, gdzieś z góry
Spadnie gromem i przestraszy.
Nagle… w lęku, opętany,
Przyciśnięty czarnym strachem
Czujesz jak kosmate ramię
Tnie powietrze już z rozmachem.
Przerażony drżysz przed ciosem
Lecz nie możesz ruszyć dłonią
A upiory strasznym głosem
Twą skurczoną duszę gonią.
Śmiech sumienia przez równinę
Toczy się gradową chmurą,
Twoje życie? – nic – ty giniesz
Powalony przez naturę.
Ręka czasu cię przykrywa,
Zapomnienia dłoń przygniata.
Zło już z dobrem bój wygrywa,
Koniec życia – koniec świata.
Ale nie. Nie będzie końca
Jeszcze bucha żar uczucia,
Jeszcze blask złotego słońca
Tu uzdrowi czas zepsucia.
Jacek Kaczmarski
1973
Informacje dodatkowe
Inspiracja
brak
Jacek o
brak
Rękopis / Maszynopis
brak
Nuty
brak
Nagranie
brak