– Cóż, że pięknie, gdy obco – kiedyś tu będzie Rumunia
Obmywana przez fale morza, co stanie się Czarne.
Barbarzyńcy w kożuchach zmienią się w naród ambitny,
Pod Kolumną Trajana zajmując się drobnym handlem.

Umrę, patrząc z tęsknotą na niedostrzegalne szczyty
Siedmiu wzgórz, które człowiek zamienił w Wieczne Miasto,
Skąd przez kraje podbite, z rąk do rąk – niepiśmiennych
Iść będzie i nie dojdzie pismo Augusta z łaską.

Nie ma tu z kim rozmawiać, zwój wierszy wart każdej ceny.
Ciała kobiet ciekawych brane pośpiesznie, bez kunsztu
I bez szeptów bezwiednych – chłoną, nie dając nic w zamian,
Białe nasienie Imperium w owcą pachnącym łóżku.

Z dala od dworu i tłumu – cóż to za cena wygnania?
Mówiłem wszak sam – nad poezją władza nie może mieć władzy.
Cyrku w pustelnię zamiana spokój jednak odbiera,
Bo pyszniej drażnić Cesarza niż kupcom za opał kadzić.

Rzymu mego kolumny! Wróg z murów was powydziera
I tylko we mnie zostanie czysty wasz grecki rodowód!
Na nim jednym się wspieram tu, gdzie nie wiedzą – co Grecja,
Z szacunkiem śmiejąc się z czci, jaką oddaję słowu.

Sen, jedzenie, gra w kości do bólu w schylonych plecach,
Wiersz od ręki pisany dla tych, którym starczy – co mają.
Piękna tu nikt nie obieca, za piękno płaci się złotem.
Pojąłem, tworząc tu, jak z Ariadny powstaje pająk:

Na pajęczynie wyrazów – barwy, zapachy i dotyk,
Łąki, pałace i ludzie – drżący Rzym mojej duszy –
Geometria pamięci przodków wyzbyta brzydoty,
Zwierciadło żywej harmonii diamentowych okruszyn.

Stoją nade mną tubylcy pachnący czosnkiem i czuję,
Jak zmieniam się w list do Stolicy, który nikogo nie wzrusza.
Kiedyś tu będzie Rumunia, Morze – już Czarne – faluje
I glebą pieśni się staje ciało i świat Owidiusza.

Jacek Kaczmarski
25.3.1987

Informacje dodatkowe

Inspiracja

brak

Jacek o

Dziennikarka – Norwid, Baczyński, Rej, Herbert, Słowacki, Mickiewicz, Witkacy, Prus i coraz bliżej tej klasyki, i ten świat, jak słucha się na przykład Kochanowskiego, ten świat jest piękny…

Jacek – Wszystko zależy od kontekstu i nastroju. Ja bardzo różnie ich używam, czasami jako żart sytuacyjny, tak powstały „Czaty śmiełowskie”, pastisz Mickiewicza, czasami jako próbę zrozumienia siebie poprzez analogie, bo i „Ostatnie dni Norwida”, i w tym samym czasie napisana „Starość Owidiusza” były mniej lub bardziej świadomym ustawianiem siebie w roli poety wygnańca. Trochę może dla podbudowy samopoczucia, może dla próby zrozumienia istoty wygnania – w wypadku Owidiusza jest to wygnanie polityczne, w wypadku Norwida jego wygnanie, samotność bierze się z bezkompromisowości. Za każdym razem inaczej. A w „Kochanowskim” świat jest piękny dlatego, że, to paradoks, to była pierwsza piosenka, napisana w 1990 roku, po długim okresie – może pięć czy sześć lat – picia. To jest pierwsza piosenka napisana na trzeźwo. I prawdopodobnie sam wybór tematu, i taka akceptacja renesansowa świata, i ten wewnętrzny ład i pogoda ducha były odzwierciedleniem mojej prywatnej sytuacji, którą lekarze w Niemczech nazywali trock „enrausch, czyli upicie się trzeźwością. A strasznie się bałem. Pamiętam, że tłumaczyłem swojej ówczesnej żonie, że jednym z powodów picia jest to, iż się boję, że jak przestanę pić, to przestanę pisać, bo jednak jest taka teoria czy mit, że alkohol napędza siły twórcze, poetyckie. Artyści, jak wiadomo, lubią wypić, żeby się uruchomić. Zatem poprzez Kochanowskiego akceptowałem własne życie i spojrzałem na nie z dystansu. Dla mnie jest to bardzo cenna piosenka.

Opracował: Lodbrok

Rękopis / Maszynopis

brak

Nuty

Nagranie