Pod koniec wojny rankiem wczesną wiosną
Pierwszy raz w życiu ujrzałem Warszawę
Staliśmy z bratem na wysokim brzegu
Od strony Pragi patrzyłem na miasto
Na starym strychu u ojca w pokoju
Widziałem kiedyś rzekę miasto chmury
I dwóch wędrowców jeden pokazuje
Gmachy kościołów zamków i zajazdów

Tego wszystkiego rzecz jasna nie było
Ale przewoźnik za kawałek chleba
Zanurzył wiosło w zimnej gęstej wodzie
I rzekł że ludzie żyją już w Warszawie
Potem dopiero przyszło mi do głowy
Żeśmy za bezcen przepłynęli Letę
Kiedyśmy weszli z osypiska cegieł
Szukając ludzi w popękanej ziemi

Do życia w mieście przywykliśmy szybko
Czujność i zręczność bardzo były w cenie
Wreszcie któregoś ciepłego wieczoru
Brat spytał czy nie mam chęci na gruzinkę
Nic nie mówiłem bom nic nie rozumiał
Śmiał się aż chciałem uderzyć łobuza
Wtedy wyjaśnił mi swoje pytanie
Gruzinka bracie bo daje na gruzach

Żyła w na pół zasypanej piwnicy
I długo nam nie kazała się prosić
W ciemności uśmiech lśnił zębem z metalu
Z nią pierwszych ciała doznałem rozkoszy
Wracamy bimbrem płucząc młode gardła
Śpiewamy pieśni na niedolę plując
Przyszłość się świtem na horyzont wdarła
Idziemy przez miasto my
Zdobywcy ruin

Jacek Kaczmarski
1978

Informacje dodatkowe

Inspiracja

brak

Jacek o

brak

Rękopis / Maszynopis

brak

Nuty

brak

Nagranie

brak