Umierał towarzysz niedoli w Riazaniu,
Umierał w milczeniu, wszyscy wokół spali.
Dziesięciu leżało na jednym posłaniu,
Czekałem aż umrze, bo miał ciepły szalik.
Dostał go, gdy uciekł z obozu w Majdanku
I błądząc po lasach trafił do AK.
Nosił go wtedy jeden z partyzantów,
Którzy go znaleźli dziesiątego dnia.
Ten partyzant zginął potem za Niemcem w pogoni,
Gdy front już się zbliżał i wschód łuną lśnił.
W partyzanckim spadku dostał szalik po nim
I broń, którą potem złożyć – rozkaz był.
W szaliku tym wzięli go wyzwoliciele
I zawieźli nocą na lubelski zamek.
Potem krótki etap i w godzin niewiele
Znowu się przed nim otworzył Majdanek.
Tam czekał na wyrok bez sądu, bez słowa
Czytając na ścianach swoje własne znaki.
Lecz inna strażników na wieżyczkach mowa
I nocą zimniejsze bywały baraki.
Co dzień swoją przyszłość czytał w dwóch kamykach:
Czarny – wschód, biały – to w Polsce zostanie.
Potrząsał je w dłoni i oczy zamykał:
Takeśmy się razem znaleźli w Riazaniu.
Czekałem aż umrze, kiedy wszyscy spali,
Trochę myśląc, jak łatwo człek bez śladu znika.
A potem przysnąłem. Wtedy go zabrali.
Rano widziałem trupa. Był już bez szalika.
Jacek Kaczmarski
20.8.1985