(wg obrazu P. Breughla st.)

– Potykam się, więc ręce w przód, do góry twarz, w dół lecę!
O, ciemny Boże mego życia, miej mnie w swej opiece!
Nie puścić kija! Paść na wznak! Plecami na kamienie!
To tylko rów, przydrożny rów, już po przerażeniu…

– Gdzie wleczesz nas, przeklęty kpie? Gdzie jesteś głupcze ślepy?
Giń sam, jak chcesz, a nas ze sobą nie zabieraj w przepaść!
W ręku mam twego płaszcza kłąb… Chryste! I ja padam!
Z twarzy ucieka ciepło dnia! Biada nam, ginę! Biada!

– Puść kij, którym mnie ciągniesz w dół! Upadliście, Ja stoję!
Puść kij, my dalej chcemy iść! Przeklęte nogi twoje!
Nie puszcza! Ciągnie tam, gdzie garby poplątanych ciał!
Ach, gdybym oczy miał!

– Krzyk, hałas, co się dzieje tam? Bark tego co przede mną
Twardnieje pod palcami, odgłosów pełna ciemność,
Szum drzew, kroki, własny oddech, co słuchaniu wadzi…
Cóż z groźnych przeczuć? Pójdę tam, gdzie ślepiec poprowadzi!

– Z ręką na cudzych plecach iść – poniżenie i męczarnia!
Każdy z nich inną kryje myśl, w inną się stronę garnie.
Przy żarciu też – ten pierwszy syty się poczuje,
Kto szybciej zmaca gdzie jest chleb i szybciej go przeżuje!

– Ciężko na końcu iść, tłum gnojem cię obrzuci,
Lecz zawsze będę tym, który ostatni się przewróci.
O, tak jak teraz! Padam na nich, kłębią się pode mną,
A każdy swoje ciało ma i swoją w ciele ciemność!

– Cóż nam zostało, kiedy świata zabrakło dookoła?
Kije i sakwy i kapoty i palce w oczodołach!
Powiew wiatru, słońca promień na chciwe twarze brać,
Padać i wstawać, padać i wstawać, padać i wstawać, padać i wstawać…
I wstać!

Jacek Kaczmarski
1975

Informacje dodatkowe

Inspiracja

Jacek o

Dziennikarka – Pierwszy był pomysł na interpretację dzisiejszego świata przez historię czy obrazy, które zrobiły na tobie wrażenie?

– Pierwsze były obrazy: ja jeszcze nie pisałem wierszy ani piosenek, a już te obrazy we mnie były. To się bierze stąd, że byłem wychowany w domu artystów plastyków i moi rodzice w zasadzie żyją sztuką, malarstwem i od dziecka uczyli mnie tego języka, uczyli mnie patrzenia na obrazy. Wielkie wrażenie robili na mnie zwłaszcza Holendrzy: Bosch, Bruegel, Vermeer. Do Vermeera nie znalazłem klucza do dzisiaj, jest zbyt doskonały, by można znaleźć słowny ekwiwalent. Pierwszym tekstem do obrazu była „Przypowieść o ślepcach” według Bruegla, potem „Mistrz Hieronimus van Aecken zwany Boschem”. Ale inspiracją były także wiersze polskich poetów, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Jednym z pierwszych były „Dwie małpy Bruegla” Szymborskiej. Nie pamiętam całego wiersza, ale tam chodzi o to, że za oknem fruwa niebo, kąpie się morze, i Szymborska pisze: tak wygląda mój wielki maturalny sen (…) zdaję z historii ludzi i te dwie małpy Bruegla siedzą i jedna ironicznie słucha, a druga cicho mi podpowiada brząkaniem łańcucha, więc genialny skrót i jednocześnie przeniesienie na obraz cudowny Bruegla. I zrozumiałem wtedy, że sztuka jest jedna, są tylko inne środki wyrazu użyte, natomiast ideałem jest połączenie refleksji intelektualnej, emocji, obrazu i muzycznego efektu. No i w niektórych utworach to się udało.

– Jak sam mówisz, pierwsze były teksty do Boscha, Bruegla, to najbardziej fascynujący dla ciebie malarze?

– Bosch jest kimś niezwykłym w historii malarstwa, to nie jest mój odosobniony pogląd. Było wielu fantasmagorystów, ale tylko on dotarł do takiej syntezy spojrzenia na świat jako panopticum tragikomicznego, jednocześnie jest arcygenialny malarsko. Natomiast bliższy jest mi Bruegel. Ja nazywam to jego spojrzenie brueglowską perspektywą, takie spojrzenie lekko z góry, czyli z dystansem, na panoramę, ale ten dystans nie jest na tyle odległy, żeby utracić szczegół. Niektórzy naukowcy twierdzili, że po twarzach czy po zachowaniach ludzików, którzy się tam poruszają, można rozpoznać, na co chorowali, więc jest jednocześnie realistą i epikiem metafizycznym. I on jest stale obecny, zaczynałem ten cykl obrazów od „Przypowieści o ślepcach”, którą śpiewam do dzisiaj, a dopiero niedawno napisałem „Upadek, Ikara”, gdzie ta niepojętość, niezrozumiałość świata jest najbardziej zaakcentowana. Z jednej strony jest chłop orzący pole i całym światem jego oczu jest zad konia, który się porusza rytmicznie, a z drugiej strony jest ptak, który to wszystko widzi, ale nie rozumie tego, co się dzieje, a tragedia jest gdzieś z boku, niedostrzegalna. Ta brueglowska perspektywa jest mi najbliższa i będę dalej jej używał, niekoniecznie w oparciu o obrazy, bo tu chodzi po prostu o przeniesienie na grunt poezji sposobu widzenia świata, jaki on zawarł w swoich obrazach.

Opracował: Lodbrok

Rękopis / Maszynopis

brak

Nuty

Nagranie