(za A. R. Lesage’em)

Odkrywca rynsztoków, rynien, gzymsów, dachów,
Bywalec pałaców, sypialnianych puchów,
Sam sobie sekretem, pychą i postrachem,
Nikomu nie winien łaski ni posłuchu –

Przemierzam wytrwale odcienie ciemności,
Zaglądam do okien, w szklane książki światła;
Rozumiem bezsenność – bękart bezsenności,
Gdy – chcąc nie chcąc – cudza bierze mnie za świadka.

Ale nic jej po mnie: sam zmagam się z nocą
Ja – Diabeł Kulawy, ja – marcowy kocur.

Za biurkiem polityk zaczernia arkusze
Tak gęsto, że nie wie już sam – kiedy kłamie.
W rozkosze zamienia słowami katusze,
Bezsenność ambicji usypia mu pamięć.

Szyba mu podsuwa zaszczytne odbicie:
W aureoli sierści zimne źródła źrenic.
– Patrzcie! Dla was nie śpię, kiedy wszyscy śpicie!
Beze mnie, niewdzięczni, jesteście zgubieni!

Zatem nic mu po mnie. Mam ja własną dumę
I pyszną namiętność skłóconą z rozumem.

Sen szczuje cygarem bystry finansista:
Planuje na jutro miłosierne cięcie,
Które krew z ofiary wypuści do czysta,
Korzystne dla wszystkich kończąc przedsięwzięcie.

Dostrzega za oknem stworzenie kulawe
I z nieużywanym droczy się sumieniem:
Zwycięża się w ciszy. Klęska kocha wrzawę,
Śledź lubi cebulę, a pieniądz – milczenie.

Zatem nic mu po mnie. Mam ja własny rewir,
Gdzie świat się sprowadza do łupu i trzewi.

Za snem tęskniąc pisarz przytula butelkę,
Tak, jakby spirytus mógł mu dodać ducha.
Słowa – kiedyś wielkie – stały się niewielkie;
Choćby wykrzyczanych – mało kto dziś słucha.

Gołębie śpią w gniazdach z własnego guana,
Na szybie pysk koci jak księżyc się chwieje…
Marzył o wolności i wolność mu dana
Po to, by odebrać siłę i nadzieję.

Zatem nic mu po mnie. Mam ja własne mroki
I własną samotność nie cierpiącą zwłoki.

Za tym oknem para parzy się zajadle,
Dysząc ciszą, żeby dzieci nie słyszały.
Czwórka śpi za drzwiami w ślepych kociąt stadle,
Ona w trwaniu harda, on w żądzy wytrwały.

I modlą się w przerwach, modlą o dobrobyt,
Bardziej, niźli sobie, ufając ciemnościom.
Modlą się do Boga by z nędzy wydobył,
Bo nędza żyje żądzą, jak życie – miłością.

Zatem nic im po mnie; gdy chcica mnie chwyta
O niczym nie myślę, o bogów nie pytam.

A tutaj, w tym oknie, śmierć żyje samotna
Karmiona resztkami winy i radości.
Przechodzę bezgłośnie obok tego okna
Nim przyjdzie litosne dotknięcie nicości.

Zrodzony ze spazmu pierwszego dnia wiosny,
Cały poskręcany w instynkty i zmysły –
Obwieszczam kocicy swój skowyt miłosny,
Ostrzegam kocura sykiem nienawistnym.

Ja sam byłem bogiem! Wyrocznią człowieczą,
Posłańcem czarownic, cwanym Behemotem!
Dziś – obszar swej władzy – znaczę wrzącą cieczą,
Bo tyle mam istnień, że nie dbam – co potem.

Co, kiedy, dlaczego, gdzie, za co i po co…
Świadek nieskończonych potyczek z niemocą.

Jacek Kaczmarski
1.3.2001

Informacje dodatkowe

Inspiracja

brak

Jacek o

Ci którzy obcowali lub mieli okazję zetknąć się z moją twórczością na przestrzeni dwudziestu paru lat, zdają sobie sprawę, że piosenka “Coś ty”, to kamień milowy na mojej drodze twórczej. Po raz pierwszy użyłem kota jako metafory, a nie psa. Tak mi się to spodobało, że powtórzyłem ten zabieg przy kolejnym utworze. Tak się złożyło, że w marcu tego roku, dwudziestego drugiego, skończyłem 44 lata co nie jest rzeczą bagatelną dla nikogo, kto w Polsce usiłuje składać wiersze i z tej okazji napisałem sobie sam piosenkę wykorzystując metaforę, oczywiście, marcowego kocura oraz inspiracje książką Lesage’a “Diabeł kulawy”. To był taki osobliwy diabeł, kto nie czytał polecam, który lubił nocą zaglądać pod dachy domów i patrzyć co tam ludzie w swojej prywatności wyprawiają. “Przypowieść na własne 44 urodziny”.

Opracowała: Aleksandra Pietrzyk

To była Legenda o Miłości, a teraz Przypowieść na własne 44. urodziny. Tak się zdarzyło, że 20. marca obchodziłem 44. urodziny, to nie jest byle jaka data w życiu jakiegokolwiek polskiego poety, obchodziłem je w Australii. Akurat tego dnia nikt nie zadzwonił z Polski. Zazwyczaj dzwonicie do mnie, mówię o przyjaciołach i znajomych, i tych, którzy na spotkaniach wyłudzają ode mnie wizytówki, o każdej porze dnia i nocy przez wszystkie dni roku. Tego dnia nikt nie zadzwonił, dzięki temu miałem czas tę piosenkę napisać. Przypowieść na własne 44. urodziny.

Opracował: Szymon Gulczynski, Torrentius

Rękopis / Maszynopis

brak

Nuty

Nagranie