Żyło raz przyjaciół dwóch,
Jeden mieli smak i słuch
I na świat patrzyli takim samym wzrokiem.
A na świecie wojna trwała,
Wojna ludzi rozdzielała.
Oni cało szli przed siebie równym krokiem.

Razem naciskali spust,
Razem brali chleb do ust
I do domów list pisali w jednej chwili.
Walczyć wspólnie było raźniej,
Gdy wokoło krwawe łaźnie,
A po łaźniach raźniej, kiedy razem pili.

W tym ich mały dramat tkwił:
Jeden pił i drugi pił;
Lali w gardła co popadło równocześnie.
Lecz choć razem zakąszali,
W jednej chwili przechylali –
Jeden później się upijał, drugi wcześniej.

Któryś z nich zobaczył raz
Słup, na który zaraz wlazł –
Milczą dzieje czy był trzeźwy czy pijany.
Wtem krzyk straszny przyjaciela:
Złaź! Zobaczą i zestrzelą!
Gdzie i po co?! Na dół złaź! Na boskie rany!

Czemu zaraz mam być trup?
To jest bardzo dobry słup,
Żeby móc poszerzyć sobie horyzonty!
Patrzę w górę i na boki
I niekiepskie mam widoki,
A poza tym sięgam wzrokiem ponad fronty!

Ale ja o ciebie drżę!
Złaź tu do mnie, błagam cię!
Krzyczy druh i odbezpiecza broń w rozpaczy.
Dla twojego dobra przecież
Towarzyszę ci po świecie!
Dla mnie przyjaźń zawsze przyjaźń będzie znaczyć!

Palca spust posłuchał i
Spod chmur ciężkich w barwie krwi
Spadł jak worek ten, co szukał śladu gwiazd.
Nikt się nigdy nie dowiedział,
Co zobaczył, gdy tam siedział –
Słup jak słup – a przyjaciela ma się raz!

Jacek Kaczmarski
29.1.1982

Informacje dodatkowe

Inspiracja

brak

Jacek o

brak

Rękopis / Maszynopis

brak

Nuty

Nagranie