(za J. K. Kelusem)

Gdy powróciła znów na scenę, z początku nie chciał nikt w to wierzyć,
Widownia była przecież pusta, nie licząc stróży i żołnierzy,
Ale rozniosło się po mieście, że znowu jest, że zagra ponoć,
Więc się zaczęli schodzić gapie, choć bilet mógł kosztować słono.
Przyszliśmy my – jej wielbiciele, już przerzedzeni, postarzali
I po raz pierwszy znów po latach niektórzy z nas się spotykali;
A ona była trochę inna, choć przecież kostium był ten sam
I takim wzrokiem – jak my jej – zaczęła się przyglądać nam.

Dopiero kiedy się ruszyli ci z biletami darmowymi,
Żeby znów ściągnąć ją ze sceny i żeby poszła razem z nimi –
Poderwaliśmy się w obronie, choć nie mówiła ani słowa
I zażądaliśmy spektaklu, i grać zaczęła go od nowa.
Nie było w nim już tej radości i zaszły w nim widoczne zmiany –
Pojęliśmy, że nowy dramat dopiero będzie napisany,
Ale i tak się stało jasne, jak jej nam bardzo było brak,
Gdy ją zagłuszać jęli wrzaskiem ci, którym było to nie w smak.

Niespodziewanie nam pomogli jej nowi wielbiciele młodzi
Wielbiący ją, jak starą gwiazdę, co zamiast spadać – nagle wschodzi.
I na ramionach ją ponieśli z tą siłą, której nam nie stało,
A ona miała twarz poważną, w której coś jakby odmłodniało.
Wróciły pieśni – lecz bez złudzeń i tylko trochę chyba żal nam,
Że panna S., choć znowu z nami, już nie jest tak sentymentalna.
A może lepiej to i dla niej i dla tych, których z sobą ma –
Sentymentalnie stwierdza z dala pokorny sługa jej – J.K.

Jacek Kaczmarski
26.8.1988

Informacje dodatkowe

Inspiracja

brak

Jacek o

Dziennikarz – W Polsce jest ten sam problem…

Jacek – Otóż to! Te opinie są podzielone i czasami pod wpływem którejś z nich mogę jakiś jeden czy drugi tekst napisać niejako na zamówienie z oddali. Ale wydaje mi się, że to nie wpływa na mój wewnętrzny kierunek twórczości. Ostatnio, na zamówienie z kraju, w czasie strajków sierpniowych, napisałem dwie rzeczy: ciąg dalszy piosenki Kelusa „Powrót sentymentalnej panny S.” i „Rozmowa pana, wójta i plebana”, czyli Rozmowa Kiszczaka z Wałęsą

Dziennikarz – A co by zaśpiewał Pan dzisiaj tej pojawiającej się już we wcześniejszych Pana utworach, pannie „S” ( „Solidarności” – przyp. red.)?

Jacek – Och… Nie mam pomysłu poetyckiego, bo gdybym miał, to bym napisał kolejną wersję Panny S. To jest moim zdaniem bardzo zdezorientowana i bardzo wewnętrznie niespójna – nie chcę użyć mocniejszego słowa, ale tak trochę trąca o schizofrenię – kobieta.

Dziennikarz – Ale ta kobieta nadal traktuje Pana jako swego wiernego wielbiciela…

Jacek – O… tylko częścią samej siebie. Dostaję sprzeczne sygnały.

Dziennikarka – W „Murach” wszyscy widzieli nadzieję, w 1989 roku nie próbowałeś nawet jej dawać, choć czekano na to. Napisałeś „Rycerzy okrągłego stołu”, a dwadzieścia lat później rycerze okrągłego stołu zamienili się w trzech muszkieterów i to już co nieco skapcaniałych („Dwadzieścia lat później”). Taka wizja samozagłady…

Jacek – Jednak wierzyłem jeszcze wówczas w moc sprawczą tych pieśni. Skoro je pisałem, przestrzegałem ludzi, że jest tak, a nie inaczej, że mają takie, a nie inne skłonności, że w miejsce jednych murów powstają inne. Poza tym zdawaliśmy sobie sprawę w RWE, że ta Solidarność, która doprowadziła do okrągłego stołu, to już nie jest ta „Solidarność” z 1980/81 roku. Śpiewałem o tym w parafrazie J.K. Kelusa „Powrót sentymentalnej panny S”, że ona już nie jest tak sentymentalna. Nie była też tak potężna, to już były racjonalne rozgrywki o to, jak wyjść z tej ślepej uliczki, w jakiej się znalazł kraj. Już nie było entuzjazmu.

Dziennikarka – Ale przecież „przyszliśmy my – jej wielbiciele”.

Jacek – To było westchnienie do własnej młodości, nawet przyznanie, że jestem pokornym sługą, ale jednak napisałem, że „wróciły pieśni, lecz bez złudzeń i pojęliśmy, że dopiero nowy dramat będzie napisany”.

Dziennikarz – Ostatni utwór w tomie to „Powrót sentymentalnej panny S”. W 1989 roku wiedział Pan już, że „nowy dramat będzie napisany”. Z „Solidarnością” w roli głównej…

Jacek – Napisałem tę piosenkę w Radiu Wolna Europa w Monachium. Kto zna historię, wie, że każde zwycięstwo jest początkiem nowego dramatu. I nowej groteski.

 

Dziennikarz – Jak dziś nakreśliłby pan wizerunek „subtelnej panny „S”?

Jacek – Raczej „sentymentalnej”. Subtelna to ona nie była chyba nigdy. Cóż, dzisiaj jest to bardziej „zrozpaczona pani S”, bo już ją paru drani wykorzystało. A rozpacz jest złym doradcą.

Rękopis / Maszynopis

brak

Nuty

Nagranie