Rzecz to powszechna dosyć
W heterogennych sferach,
Że jemu coś się wznosi,
A jej się coś otwiera.
Czy temu winien Księżyc,
Czy tym się żywią dzieje –
Że jemu coś się pręży,
A jej coś wilgotnieje?
Choć może dość niesmacznie
Zagłębiać się w te treści –
Kiedy już on z nią zacznie,
Ona go w sobie zmieści
I krzycząc wniebogłosy
W ud go pochwyci kleszcze…
On wkrótce ma już dosyć,
A ona wciąż chce jeszcze.
We wstydzie potem brodzi
I On i Ona – troszkę,
Bo przecież nie uchodzi
Znać na tym świecie rozkosz.
Bo kiedy raz jej już się
Poddało i zaznało,
To potem znów się musi
I ciągle im za mało.
A świat ten, wszyscy wiedzą,
Nie dla rozkoszy stworzon –
Bo jest wieczności miedzą,
Uprzężą i obrożą.
Kieratem i wędzidłem,
Nieodkupioną męką –
Wiedz o tym, gdy w malignie
Po rozkosz sięgniesz ręką.
Poznałem ten dylemat
I nieraz w nocy krzyczę –
Gdy sił na rozkosz nie mam,
Na wieczność już nie liczę.
Lecz żyć z nadzieją – znośnie,
I na nią chwile trwonię –
Że we mnie coś urośnie
I znów mnie coś pochłonie!
Jacek Kaczmarski
22.7.1999
Informacje dodatkowe
Inspiracja
brak
Jacek o
Rękopis / Maszynopis
brak
Nuty
brak