Wszystko wolno! Hulaj dusza!
Do niczego się nie zmuszaj!
Niczym się nie przejmuj za nic!
Nie wyznaczaj sobie granic!
I nie próbuj nic zrozumieć,
Nie pochodzi – mieć – od – umieć.
Możesz wierzyć, lub nie wierzyć,
Nic od tego nie zależy.
Nie wyznaczaj sobie zadań –
Kto się nie wspiął – ten nie spada,
A kto pragnie być na szczycie –
Będzie spadał całe życie.
Nie stać cię na luksus troski,
Jesteś wszakże dziełem boskim,
No a Boga przecież nie ma,
Więc to tyle na ten temat.
Wszystkie mody, wszystkie style
Równie piękne są – i tyle.
(Lub, jak chcesz, równie szkaradne –
Konsekwencje tego żadne).
Zachwyt tyle wart, co wzgarda,
Stryczek tyle, co kokarda,
Prawda tyle, co jej brak,
Smaku brak – tyle co smak.
Bo to o to w końcu chodzi
By niczego nie dowodzić.
Nie wykuwać tarcz utopii
I nie kruszyć o nie kopii.
Nie planować i nie marzyć.
Co się zdarzy – to się zdarzy;
Nie znać dobra ani zła:
To jest gra – i tylko gra!
Ktoś się wzburza, że tak nie jest,
Niech się wzburza! – Ty się śmiejesz!
Nie daj wzburzać się ni wzruszać:
Wszystko wolno! Hulaj dusza!
– Oj, nie wolno rzeczy wielu,
Kiedy celem jest – brak celu…
(Zwłaszcza, jeśli duszy nie ma –
I to wszystko na ten temat).
Jacek Kaczmarski
19.8.1997
Informacje dodatkowe
Inspiracja
brak
Jacek o
Opracował: Paweł Konopacki
Jacek – Dla mnie postmodernizm jest bełkotem. Może dlatego, że zostałem tradycyjnie wychowany, a może dlatego, że nie jestem zbyt dobrze wykształcony, w każdym razie nie umiem się poruszać w rzeczach niejasnych. Nie lubię nieprecyzyjnych terminów, niejasnych określeń. Najgorsze, że nie wiadomo czym jest ten dominujący w naszej epoce postmodernizm. Nie wiadomo, co nas określa.
Jacek – Myślę, że chaos jest efektem rozczarowania tym, co stało się w XX wieku, kiedy dwie wielkie ideologie, faszyzm i komunizm, wypłynęły właśnie z przywiązania do wartości: komunizm jako wynaturzone oświecenie, a faszyzm jako wynaturzony romantyzm. A postmodernistyczny sposób myślenia opiera się na przekonaniu, że jeśli się zrelatywizuje wszystkie wartości, to się nie będzie o co zabijać. Jednak niebezpieczeństwo, które prawdopodobnie miał na myśli Krzysztof Zanussi polega na tym, że myślenie, iż lepiej jest żyć przyjemnie, w nic nie wierząc, nakłada się na skłonność Polaków do powierzchownego traktowania spraw ostatecznych. Czytałem, że już w XVII wieku podróżnicy przyjeżdżający do Polski stwierdzali, że Polak w nic nie wierzy. Szlachcic był kalwinem, potem przechodził na katolicyzm, bo mu się to bardziej opłacało ze względu na podatki. Takie elastyczne przystosowywanie się do konkretnej sytuacji, jakie obserwujemy także dziś, pozwala przetrwać, ale pozbawia głębszej samoświadomości.
Dziennikarz – Paradoksalnie, porządkowaniem tych wartości zajmują się dziś przede wszystkim te skrajne politycznie grupy, z ojcem Rydzykiem na czele.
Jacek – No tak, ale tam mało kto w to wierzy. To jest pomysł na zaistnienie polityczne, a nie działanie z głębokiego przekonania.
Dziennikarz – Chodzi mi o to, że ze strony inteligencji jest chyba nikła chęć porządkowania tego chaosu, a przynajmniej nazywania rzeczy po imieniu…
Jacek – Ja myślę, że taka chęć istnieje. Mówimy oczywiście o poważnych ludziach, a nie o koniunkturalistach. Tyle że tu jest kwestia znalezienia języka. Innym razem Zanussi też powiedział istotną rzecz, że kiedyś w sposób odruchowy odrzucał kino komercyjne, amerykańskie jako tanią rozrywkę, papkę do strawienia dla mas, tymczasem teraz widzi, że w tym kinie są wartości, o które chodziło środowisku kina moralnego niepokoju, lecz nazwane atrakcyjniejszym dla ludzi językiem. Amerykańskie kino broni miłości, honoru, wartości rodzinnych, choć w sposób uproszczony.
Jacek – To nie tylko Polacy. Świat się zmienia, a my nie mamy wyjścia. Ważne, aby zawczasu zdać sobie sprawę z tego stanu rzeczy i zmusić się do szukania dobra, które jest bliżej niż się wydaje – w pojedynczym człowieku. Wbrew temu, co mówi świat, że to “nieekonomiczne”, że nie da się z tego wygodnie żyć, nie prowadzi do wielkich odkryć – wierzyć w to, co się robi. Mówiąc o tym w kontekście mojej twórczości – znam smak przysłowiowego “mnisiego trudu”. Ale skoro życie jest pewną całością, to pewnie w konsekwencji czeka na nas jakiś nieznany cel – choćby wymyślony tylko dla samego siebie.
Dziennikarka – Tak więc niekoniecznie postrzegasz nasze społeczeństwo jako tych, którzy “żyją z czadem”?
Jacek – Niekoniecznie. Na moje koncerty w sześćdziesięciu procentach przychodzą ludzie, których, gdy zaczynałem śpiewać, nie było jeszcze na świecie. Na jednym z moich ostatnich występów można było zobaczyć grupę autentycznych “rasowych” dresiarzy, którzy wszystkie moje piosenki znali na pamięć. Syndrom “kasy, kwatery i gabloty” postrzegam gdzie indziej – a mianowicie w masowości tandety, której przedtem było jakby mniej. W złudnej świadomości pod hasłem “łatwo przeżyć życie”. Warto w dobie internetu nie zapominać, że media kreują jedynie świat zastępczy, a on jest oczywistą iluzją. Wprowadzającą w obojętność i uzależniającą od siebie.
Opracował: Lodbrok
Rękopis / Maszynopis
brak