(wg J. Swifta)
Jak wstyd jest żyć wśród pięknych koni
Podstępnym, człekożerczym życiem;
Miast doskonałość z nimi gonić –
Po łokcie babrać się w korycie.
Czuć wyższość ich i dostojeństwo,
Ich wzrok z wybaczającym żalem
I własnej duszy bezeceństwo
Wychwalać jak dekalog zalet.
Ich ruchy płynne, czyste kształty,
Ich myśli pełne prostych treści
Ja – Jahus brudny i włochaty
Potrafię zniszczyć i zbezcześcić.
A co potrafię, to uczynię,
Bo taka moja jest natura.
Zło w mojej krwi, jad w mojej ślinie
A czynem rządzi wstyd i uraz.
Zresztą – niwecząc to, co żywe
I rozkoszując się niszczeniem
Wszak człowieczeństwo swe odkrywam
I budzi we mnie się sumienie!
Płaczę nad tym, co doskonałe
I nienawidzę w sobie złego –
Więc tęsknię znów za ideałem
Dążąc do – unicestwionego.
Com widział, myślał – tom opisał
I bluźnią bliźni, żem ich zbrudził,
Mówią – zgorzkniały egoista,
Który nie cierpi wszystkich ludzi.
Gorzki egoizm – cecha płocha,
Ale niech będzie. Pod warunkiem:
Nie pisałbym, gdybym nie kochał
Człowieka. Lecz poza gatunkiem.
Jacek Kaczmarski
24.11.1989