Święty spokój nad równiną porachunków;
Krew żarliwa ścięta w galaretę błota,
Słychać tu i tam pośmiertny szczęk rynsztunku,
Błyska odpryśnięty z nieba płatek złota.
Chciwa trunku i rabunku
Tłumnie tłoczy się hołota.

Kto padł pierwszy – może pełną mieć manierkę,
Kto ostatni – skarby w bitwie z wroga zdarte.
Nim się psy i kruki zlecą na wyżerkę
W dobre ręce trafi wszystko, co coś warte:
Rosną kosztowności w stertę
Przerzucaną sprośnym żartem.

Gdy ścierają się świata mocarze
Od przepaści wieczności o krok –
My jesteśmy tych starć kronikarze:
Obdzieracze sumienni zwłok.
Kiedy staną przed Stwórcą tak nadzy
Jak ich stworzył Pan Niebios – na Sąd
My insygnia bogactwa i władzy
Z rąk podawać będziemy do rąk.

Mają cenę swą sygnety i pierścienie,
Co niejednej jeszcze dadzą kształt pieczęci;
Szkaplerzyki i krzyżyki też są w cenie,
Wszak ten wiary przodków znak pierś grzeszną święci:
Tak następne pokolenie
Da dowody swej pamięci.

Przyda szabla się i puklerz połupany,
Nie przepadnie pas rycerski, płaszcz i szyszak:
Obwiesimy tym gliniane nasze ściany,
Wykroimy szumne szaty dla hołysza.
Tylko pióra nam są na nic
Bo tu nikt nie umie pisać.

Gdy ścierają się świata mocarze
Od przepaści wieczności o krok –
My jesteśmy tych starć kronikarze:
Obdzieracze sumienni zwłok.
Kiedy staną przed Stwórcą tak nadzy
Jak ich stworzył Pan Niebios – na Sąd
My insygnia bogactwa i władzy
Z rąk podawać będziemy do rąk.

Z czasem z pola bitwy pozostanie nazwa.
Sami dzieci nauczymy o niej pieśni,
Bo nad nami będzie przecież lśnić, jak gwiazda,
Której ziemski blask z pogromuśmy wynieśli.
W łupem wyściełanych gniazdach
Sytym sępom śmierć się nie śni.

Z czasem nowa z nas powstanie wodzów rota
Uzbrojona w historyczne argumenty.
W chamskiej dłoni buzdyganów władza złota
Wyprowadzi w pole śpiewne regimenty.
I znowu zjawi się hołota
Żeby łan posprzątać zżęty.

Gdy ścierają się świata mocarze
Od przepaści wieczności o krok –
My jesteśmy tych starć kronikarze:
Obdzieracze sumienni zwłok.
Gdy staniemy przed Stwórcą tak nadzy
Jak nas stworzył Pan Niebios – na Sąd
Tam insygnia bogactwa i władzy
Z rąk wędrować będą do rąk.

Jacek Kaczmarski
3.2.1993

Informacje dodatkowe

Inspiracja

brak

Jacek o

G.P. – Na czym polegało nieporozumienie wokół piosenki “Czołg”, której Wysocki przecież nie napisał, a tylko zdążył zanotować w swoim dzienniku pewien pomysł? Ty ten pomysł dość wiernie zrealizowałeś.

J.K. – To zasługa Daniela Olbrychskiego, bo on mi dokładnie opisał ten pomysł, zresztą genialny: że maszyna stworzona do zabijania czuje więcej niż człowiek. Maszyna nie rozumie, dlaczego akurat tu, nad Wisłą, została zatrzymana, unieruchomiona, gdy przecież po to była zbudowana, aby pomagać ludziom, którzy giną w walczącej Warszawie. I – co ciągle podkreślam – choć pomysł tej pieśni pochodzi od Wysockiego, od Rosjanina, to utwór ten jest zawsze odbierany jako z gruntu antyradziecki, napisany ku czci ofiar powstania warszawskiego.
W ogóle, kiedy pisałem o kwestii drugiej wojny światowej, a właściwie o walkach między ludźmi, zawsze interesował mnie brzemienny w skutki fakt zdobywania ruin. Jeśli się potraktuje to zdanie jako symboliczne, to przecież bezustannie nie dostrzegamy w porę tego problemu. Wątek zdobywania ruin, wchodzenia na zgliszcza albo życia w ruinach jest dla mnie wielką metaforą, mówiącą o tym, że cały czas żyjemy z jakichś resztek, na gruzach poprzednich struktur, i z tego wciąż lepimy przyszłość. Ten motyw powtórzyłem też w “Pobojowisku”, w programie “Sarmatia”.

Opracował: lodbrok

Rękopis / Maszynopis

brak

Nuty

Nagranie