Dziennikarka – “Pijany poeta” jest więc autobiograficzny?
Jacek – To chyba jedna z najbardziej prostych, ironicznych, a jednocześnie autobiograficznych piosenek, bo tam są opisane moje typowe zachowania w czasach, kiedy po koncercie normalnym, gdziekolwiek na świecie, następował drugi koncert, już przy alkoholu. I tam jest opisana sytuacja, w której znajduje się człowiek publiczny czy idol, któremu się wydaje, że wszystko mu wolno, i co więcej, publiczność też tak uważa. Niby się obrażają, ale w gruncie rzeczy zazdroszczą, a skoro chcą z nim być, to muszą tolerować jego różne nieszablonowe zachowania. To jest taka autoironiczna spowiedź, bo pamiętam, że był taki czas w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, gdy rzeczywiście wykorzystywałem ten swój status w sposób dosyć bezwzględny. Była taka trasa po USA w 1987 roku, którą odbywaliśmy z przyjacielem z RWE, Staszkiem Załuskim. Zagraliśmy 45 koncertów w dwa miesiące, codziennie po koncercie balanga, nad ranem przejazd w następne miejsce. On po powrocie z trasy dostał zawału serca, a Jan Pietrzak, który był w Stanach parę miesięcy później i wracając zajrzał do Monachium, powiedział: “Jechałem śladem zgliszcz po twojej trasie”. Wówczas po raz pierwszy ktoś spojrzał na to z dystansu i ukazał się artykuł w chicagowskiej prasie polonijnej: “Czy to prawda, że artyście wszystko wolno”. Było tam zdjęcie rozpartego w fotelu artysty z taką dużą 300-gramową piersiówką w ręku, gdzie ja po prostu… utożsamiałem się z archetypem poety przeklętego. Ta piosenka wzięła się z zawstydzenia, jest wyrazem autorefleksji. Kiedyś taka taśma z domowego koncertu dotarła z Zachodu do Polski i wydano ją w podziemiu jako kasetę “Kaczmarski inaczej”. Było nawet koło tego trochę szumu, bo okazało się, że ten bankiet, który się odbywał i został nagrany, to były imieniny czy urodziny Sewka Blumsztajna. On był wtedy szefem Solidarności w Paryżu i był oburzony, że my tutaj wykonujemy taką ważną robotę polityczną, a do Polski idą nagrane nasze pijackie ryki, podczas gdy z kraju reakcje były entuzjastyczne, wreszcie widzimy, że tam są jacyś żywi ludzie, a nie chodzące pomniki.
Dziennikarka – Wykonujesz te piosenki na koncertach?
Jacek – Teraz już tak. Dlatego, że one się wpasowały w mój model myślenia o poezji, który można nazwać modelem neorenesansowym: że człowiek jest strukturą tak skomplikowaną, wieloznaczną, wielobarwną, że jest miejsce i na fraszkę pornograficzną, i na fraszkę alkoholową, i na tren, i na epitafium w jednym programie.
Opracował: Lodbrok