Alinie Grabowskiej
I
A kiedy będzie komunizm umierał,
(W końcu okrutny garbus z urodzenia)
Czy zstąpi Człowiek pełen przebaczenia,
By pot mu z czoła śmiertelny ocierał?
Może przedwcześnie mówić o tym teraz,
Skoro wciąż żyje w spoconych wspomnieniach
Czasów, gdy odniósł zwycięstwa garbate
Nad ludźmi – wierząc szczerze, że nad światem;
Świat pragnął kary, szukał rozgrzeszenia
I grzebał szczodrą łapką po kieszeniach,
Bo wszystkie grzechy mają swą opłatę…
Opłatą miał mu być pokuty kierat.
Więc, kiedy będzie komunizm umierał –
Zali opłata starczy na opłatek?
II
Czy – kiedy umrze – będą płakać po nim
Ci tylko, którzy zań za życia zmarli?
Czy w tych, co z objęć jego się wydarli
Karłem się jakimś odrodzi po zgonie?
Nawet jeżeli ten płód się poroni –
Mogą zachować go ludzie „normalni”
I przetrwa w słoju, jak człowiecze strzępy,
Którymi karmił swe eksperymenty
W laboratoriach łagrów i sypialni.
Więc – kiedy umrze – wskrzeszą go bezkarni,
Bezmyślni – myśląc, że jest niepojęty
I wychuchają czule w konchach dłoni
Wierząc, że – dla nich wraca, a nie – po nich
I może znowu go ogłoszą świętym!
III
Chyba że umrze, jak umiera krater,
Który nie cierpi w śmierci samotności;
Na stosie idei – płoną ludzie prości,
Jak dowiódł faszyzm, który był mu bratem.
Czy więc zamykać mu powieki zatem,
Gdy – rozpalone oczy do białości?
Chce kartezjańska Europa wierzyć,
Że jest skazańca wolą – żyć, lub nie żyć,
A ziemię wszędzie użyźniają kości
Tych, co nie mieli – woli możliwości.
Więc, jeśli śmierć ta ma się tak rozszerzyć,
Że będzie ślepym, oszalałym katem,
Co szczodrą rzezią żegna się ze światem –
Kto ma powitać ją i przy tym – przeżyć?
IV
A może będzie tak, jak pisał Miłosz
O końcu świata – (A to śmierć potwora):
Staruszek grzebie w młodych pomidorach,
A nam się żyje tak, jak nam się żyło.
Na takiej stypie nieźle by się piło,
Gdyby nie pogrom, co zaledwie wczoraj
I pod nogami grunt jak ciało miękki:
Trawy dotykasz, jakbyś dotknął ręki,
Co – chociaż martwa – wciąż do pieszczot skora.
Jest w tym dotyku nieprzyjemny morał
Apolityczne wzbudzający lęki.
Umarł – pomyślisz – i co się zmieniło?
– A gdzie jest Wiara, Nadzieja i Miłość? –
Nowo nazwane stare drwią udręki.
V
A gdy komunizm w śmierci się nie zmieści
Gryząc nas w oczy, jak brudne pazury –
Z tych, co się skarżą, czy znajdzie się który,
Co go dobije na łożu boleści?
Wiem, że myśl o tym z czułością się pieści,
Lecz gdy realne kroją się kontury,
Gdy stal się staje sekatorem skóry –
Zabić – i przy tym siebie nie zbezcześcić –
To niemożliwość. Kwadratura koła.
Bezbronność zasad i zaśpiew Chochoła
(Chyba że tylko jako temat pieśni…).
Szkoda nas wszystkich do tej walki zgoła.
Tam, gdzie jest człowiek, zawsze będą szczury
I krew, co wieczne spryskuje marmury.
Nam tylko stawić lub pochylić czoła…
Jacek Kaczmarski
21.1.1989
Informacje dodatkowe
Inspiracja
brak
Jacek o
Rękopis / Maszynopis
brak
Nuty
brak