Piękno jest na to, żeby zachwycało –
Nie znam piękniejszej nad – Piękno – ojczyzny,
W której – minąwszy przeznaczeń mielizny –
Warto zanurzyć obolałe ciało,
Pychy się wyzbyć.

Grobowce Piękna – kosztowne artyzmy,
Których wieczności wzór – Piramid stałość –
Na dusze kładą tylko plamę białą
Jak bandaż kłamstwa, co owija blizny
By nie bolało.

A nad Sekwaną pochylona gałąź
Żywa – pod blaskiem corocznej siwizny
Wspomina drzewo układane w pryzmy,
Gdy Templariuszy Król spalał wspaniałość
W czas wielkiej schizmy.

Ściemniała belka w narożniku izby,
W której się kiedyś na Ludwiki grało,
Dobrze pamięta, choć wygięta w pałąk,
Czas, gdy Moliera psy uliczne gryzły
Z Pana pochwałą!

Tu Marsyliankę też się poznawało,
Gdy wolność tłumu obwieszczały gwizdy
I bruk paryski był – jak nigdy – żyzny,
Bo gilotyna grała, aż chrupały
Karki w bieliźnie.

Po Bonapartem ścichły echa wyzwisk,
Szańce Komuny w bieg życia wessało
I świat w bezduszną obrasta dojrzałość –
Knuty z jedwabiu, przemysł, socjalizmy –
Nabite Działo!

Ręce grabieją, wino całkiem kwaśne,
Na rękawiczki braknie mi pieniędzy
I myśl zmarznięta nie chce płynąć prędzej,
A przecież przez nią i to dla niej właśnie
Umieram w nędzy.

Więc cóż jest piękno? Wód słoneczne bryzgi?
Diament w popiołach? Pamięć? Doskonałość?
Gdyby to tylko – byłoby za mało! –
Dusza, rozpięta raz na Krzyżu Myśli
– Wyrazi – Całość!

Jacek Kaczmarski
27.3.1987

Informacje dodatkowe

Inspiracja

brak

Jacek o

G.P. – Czy więc „Testament” zastąpi „Konie”?

J.K. – Trudno powiedzieć. Bardzo dużo zależy od tego, gdzie będę żył i czego doświadczę. Dramatycznym, pełnym napięcia i emocji okresem był dla mnie rok 1987, kiedy rozstałem się z żoną; wpadłem w alkoholizm, walczyłem z depresjami. Wtedy właśnie powstał „Konfesjonał”, „Przeczucie”. „Norwid”, słowem wiele ważnych, acz ponurych moich tekstów. I choć niespecjalnie tęsknię do powtórki, być może zdarzy się jeszcze coś takiego w moim życiu, że wrócę do pomysłu „Koni”. Ale pewnie będą to kangury, a nie konie…

Dziennikarka – Norwid, Baczyński, Rej, Herbert, Słowacki, Mickiewicz, Witkacy, Prus i coraz bliżej tej klasyki, i ten świat, jak słucha się na przykład Kochanowskiego, ten świat jest piękny…

Jacek – Wszystko zależy od kontekstu i nastroju. Ja bardzo różnie ich używam, czasami jako żart sytuacyjny, tak powstały „Czaty śmiełowskie”, pastisz Mickiewicza, czasami jako próbę zrozumienia siebie poprzez analogie, bo i „Ostatnie dni Norwida”, i w tym samym czasie napisana „Starość Owidiusza” były mniej lub bardziej świadomym ustawianiem siebie w roli poety wygnańca. Trochę może dla podbudowy samopoczucia, może dla próby zrozumienia istoty wygnania – w wypadku Owidiusza jest to wygnanie polityczne, w wypadku Norwida jego wygnanie, samotność bierze się z bezkompromisowości. Za każdym razem inaczej. A w „Kochanowskim” świat jest piękny dlatego, że, to paradoks, to była pierwsza piosenka, napisana w 1990 roku, po długim okresie – może pięć czy sześć lat – picia. To jest pierwsza piosenka napisana na trzeźwo. I prawdopodobnie sam wybór tematu, i taka akceptacja renesansowa świata, i ten wewnętrzny ład i pogoda ducha były odzwierciedleniem mojej prywatnej sytuacji, którą lekarze w Niemczech nazywali trock „enrausch, czyli upicie się trzeźwością. A strasznie się bałem. Pamiętam, że tłumaczyłem swojej ówczesnej żonie, że jednym z powodów picia jest to, iż się boję, że jak przestanę pić, to przestanę pisać, bo jednak jest taka teoria czy mit, że alkohol napędza siły twórcze, poetyckie. Artyści, jak wiadomo, lubią wypić, żeby się uruchomić. Zatem poprzez Kochanowskiego akceptowałem własne życie i spojrzałem na nie z dystansu. Dla mnie jest to bardzo cenna piosenka.

Opracował: Lodbrok

Rękopis / Maszynopis

brak

Nuty

Nagranie