Zbłąkany pocisk w namiot sztabu trafił rano
I spadł na stół zasłany obrusami map.
Pergaminowy popiół czyjąś krwią schlapany
Zamiast jedynej mapy kraju ujrzał sztab.
Pędzi Naczelnik wśród wiwatujących czapek,
Stolica dobrych parę staj, a wróg – tuż, tuż;
Kraj zalał Moskal, teraz diabli wzięli mapę!
Może naprawdę Bóg zapomniał o nas już?!
Wpada na Zamek, w rozbiegane korytarze.
Pakuje kufry ktoś, papiery pali ktoś,
Wiernopoddańcze listy piszą dygnitarze
O łaskę prosząc w skrusze Jej Cesarską Mość.
– Wasza Wysokość ma ostatnią mapę kraju! –
Woła Naczelnik i królowi – bęc do stóp! –
Napiera wróg, a na nią w sztabie tam czekają!
Bez niej – masakra i dla wszystkich wspólny grób!
– Ostatniej mapy nie dam kłuć chorągiewkami,
Co oznaczają wojska, których nie mam już! –
Rzekł król i Polskę zwinął w rulon, a pergamin
Jak muszla schował w sobie szum Jej obu mórz.
Więc z niczym wybiegł wódz, o gniew wołając boży
A król, wsłuchany w znikający tupot nóg,
Pomiędzy osobiste rzeczy mapę włożył
Do sakwojaża na ostatnią ze swych dróg.
Jacek Kaczmarski
27.4.1983