(wg W. Wysockiego)

Skulony w jakiejś ciemnej jamie smaczniem sobie spał
I spały małe wilczki dwa – zupełnie ślepe jeszcze.
Wtem stary wilk przewodnik, co życie dobrze znał,
Łeb podniósł, warknął groźnie, aż mną szarpnęły dreszcze.
Poczułem nagle wokół siebie nienawistną woń;
Woń, która tłumi wszelki spokój, zrywa wszystkie sny!
Z daleka ktoś gdzieś krzyknął nagle krótki rozkaz: goń –
I z czterech stron wypadły na nas cztery gończe psy!

Obława! Obława! Na młode wilki obława!
Te dzikie, zapalczywe, w gęstym lesie wychowane!
Krąg śniegu wydeptany, w tym kręgu plama krwawa!
Ciała wilcze kłami gończych psów szarpane!

Ten, który rzucił na mnie się, niewiele szczęścia miał,
Bo wypadł prosto mi na kły i krew trysnęła z rany;
Gdym teraz – ile w łapach sił – przed siebie prosto rwał,
Ujrzałem małe wilczki dwa na strzępy rozszarpane!
Zginęły ślepe, ufne tak – puszyste kłębki dwa,
Bezradne na tym świecie złym, nie wiedząc kto je zdławił.
I zginie także stary wilk, choć życie dobrze zna,
Bo z trzema naraz walczy psami i z ran trzech naraz krwawi!

Obława! Obława! Na młode wilki obława!
Te dzikie, zapalczywe, w gęstym lesie wychowane!
Krąg śniegu wydeptany, w tym kręgu plama krwawa!
Ciała wilcze kłami gończych psów szarpane!

Wypadłem na otwartą przestrzeń, pianę z pyska tocząc,
Lecz tutaj też ze wszystkich stron zła mnie otacza woń!
A myśliwemu, co mnie dojrzał, już się śmieją oczy
I ręka pewna, niezawodna podnosi w górę broń!
Rzucam się w bok, na oślep gnam aż ziemia spod łap tryska
I wtedy pada pierwszy strzał, co kark mi rozszarpuje!
Pędzę, słyszę jak on klnie! Krew mi płynie z pyska.
On strzela po raz drugi, lecz teraz już pudłuje!

Obława! Obława! Na młode wilki obława!
Te dzikie, zapalczywe, w gęstym lesie wychowane!
Krąg śniegu wydeptany, w tym kręgu plama krwawa!
Ciała wilcze kłami gończych psów szarpane!

Wyrwałem się z obławy tej, schowałem w obcy las,
Lecz ile szczęścia miałem w tym to każdy chyba przyzna;
Leżałem w śniegu jak nieżywy długi długi czas,
Po strzale zaś na zawsze mi została krwawa blizna!
Lecz nie skończyła się obława i nie śpią gończe psy,
I giną ciągle wilki młode na całym wielkim świecie!
Nie dajcie z siebie zedrzeć skór! Brońcie się i wy!
O, bracia wilcy! Brońcie się nim wszyscy wyginiecie!

Obława! Obława! Na młode wilki obława!
Te dzikie, zapalczywe, w gęstym lesie wychowane!
Krąg śniegu wydeptany, w tym kręgu plama krwawa!
Ciała wilcze kłami gończych psów szarpane!

Jacek Kaczmarski
1974

Informacje dodatkowe

Inspiracja

brak

Jacek o

Dziennikarka – Co śpiewałeś w 77 roku?

Jacek – W 77 roku, kiedy pierwszy raz się pojawiłem na festiwalu, zaśpiewałem „Przedszkole”, to była taka piosenka bardzo inspirowana Młynarskim, w stylu bardzo kabaretowym lat 60-tych, i śpiewałem „Obławę” wg Wysockiego. W międzyczasie, w 74 roku, Wysocki był w Polsce, i ja się znalazłem przypadkiem na jego domowym koncercie u jego przyjaciół, i tam oczywiście, jak bardzo wielu ludzi, natchnął mnie i napędził swoim temperamentem i siłą wyrazu, tym bardziej, że znałem te piosenki jeszcze z taśm, które rodzice przywozili dużo wcześniej. I tak to się stało, że po prostu w momencie, kiedy zacząłem śpiewać publicznie, byłem już w jakiś sposób określony, ukształtowany.

Kilka akapitów dalej:

Jacek – Może nie powinienem tego mówić, ale rzeczywiście mam takie uczucie, iż fakt, że znalazłem się tutaj przed 13-tym grudnia i musiałem to przetrwać, przeżyć od początku do końca i przemyśleć, bardzo mi dużo dał. Po raz pierwszy w życiu rzeczywiście przeżyłem dramat, z tym, że na początku nie wiedziałem, czy to dramat czy tragedia, dlatego, że byłem tu sam przez siedem miesięcy i miałem wrażenie absolutnego odcięcia. A ponieważ w sposób naturalny angażowałem się we wszystko, we wszystkie rodzaje działalności, które były kontynuacją mojej działalności w Solidarności w Polsce, więc dla wielu ludzi, dla mnie również, było przez pewien czas oczywiste, że sobie odciąłem całkowicie kontakt z rodziną, z żoną, z krajem, ale dzięki temu po raz pierwszy w moim życiu przeżyłem coś naprawdę dramatycznego. Po raz pierwszy zacząłem odczuwać to wszystko o czym śpiewałem, jako swój osobisty los. To jest prześmieszne, ale z drugiej strony to jest wspaniałe dla mnie, że śpiewam w tej chwili „Obławę”, którą napisałem w 74-tym roku, jako zupełnie szczeniak, pod wpływem piosenki Wysockiego, gdzie śpiewam o tym, że się wyrwałem z obławy i schowałem w obcy las, zraniony, i z tego obcego lasu krzyczę do wilków, żeby walczyły o swoje skóry. Nie mogę się nazywać prorokiem, ale tak jakbym przepowiedział sobie to wszystko co się stało. W momencie kiedy teraz śpiewam „Kasandrę” czy „Pompeję”, to śpiewam już nie o Kasandrze, tylko o sobie samym, i nie o Pompei tylko o Gdańsku czy o Warszawie. Przypuszczam, że ta świadomość, która musiała przyjść w pewnym momencie, być może przyszłaby również w Polsce, czyli nie o to chodzi, że jestem we Francji, tylko fakt, że przekroczyłem próg własnego przeżycia, własnego doświadczenia, które mi moje własne piosenki każe śpiewać niemal jak cudze, dopiero co zrozumiane

Opracował: Lodbrok

G.P. – „Obławę” – jak wiemy – napisałeś mając 17 lat. Wracałeś później wielokrotnie do tego motywu.

J.K. – W 1983 roku mój ówczesny przyjaciel z Paryża, bardzo dobry tłumacz i znawca literatury rosyjskiej Andrzej Mietkowski, zwrócił mi uwagę, że istnieje druga część „Polowania na wilki”, a mianowicie „Polowanie z helikopterów”. Ja, nie znając tego utworu, napisałem znowu swoją wersję, która była reakcją na stan wojenny. Tu już nie ma obrazu samotnego wilka, osaczonego przez psy; jest za to masakra całego gatunku, co mi się wydawało odpowiednie jako metafora eskalacji przemocy. Trzecią „Obławę” napisałem już sam, bez wzorca Wysockiego, ale zachowując jego konwencję. Ta z 1987 roku, zatytułowana „Potrzask”, to jakby nowe odczytanie biblijnej przypowieści o walce Jakuba z aniołem. Mówiłem już o pułapkach, o tym, że nie jest to otwarta walka, w której obowiązują jasne reguły, choćby to nawet była masakra, ale że są to pułapki na wolność i aby tych pułapek uniknąć, czasami trzeba się okaleczyć. Napisałem też czwartą „Obławę”, której jednak nie śpiewam, bo uważam ten tekst za nieudany, zanadto publicystyczny. Poprzednie trzy bardzo lubię. Zwłaszcza trzecią „Obławę”, bo motyw potrzasku, uśpienia czujności jest stale aktualny.

Kilka akapitów dalej:

G.P. – Zaraz, zaraz… Wysockiego zobaczyłeś w 1974 roku, miałeś wtedy 17 lat. I wkrótce potem napisałeś „Obławę”.

J.K. – Tak. To było w tym samym roku. Wtedy pierwszy raz usłyszałem .Polowanie na wilki” i „Obława” była moją wersją tego, co zapamiętałem. Tam są dosyć zasadnicze różnice, bo ja np. wprowadziłem psy. Ktoś mi potem powiedział, chyba Staszek Klawe z grupy „Piosenkariat”, że z psami się na wilki nie chodzi, bo pies na wilka nie pójdzie. Ale ja zrobiłem to świadomie. Nie mogłem, tak jak Wysocki, posłużyć się obrazem czerwonej szmaty nad ziemią, której wilk się boi. Jego metafora była ważna w Związku Radzieckim, bo chodziło o ten bezwład zaszczutych, którzy nie są w stanie przeskoczyć czerwonej szmaty, nawet jeśli od tego zależy ich życie.
Natomiast w Polsce każdy przeskakiwał czerwoną szmatę, jeśli chciał czy kiedy musiał. W Polsce problemem były psy, czyli krewni z tego samego pnia, którzy gotowi byli pójść przeciwko własnemu gatunkowi. Melodia też jest inna, tylko starałem się zachować podobny charakter tej wściekłej nagonki.

Kilka stron dalej:

G.P. – Bo to, że „Mury” odczytywano niewłaściwie, to jest inna sprawa. Natomiast mnie bardzo przekonuje twoje twierdzenie, iż stałeś się bardem „Solidarności” dlatego, że zawsze robiłeś to, czego sam oczekiwałeś od siebie, a nie to, czego oczekiwała od ciebie publiczność.

J.K. – Na pewno okres pierwszej „Solidarności” to był taki okres walki o ludzką godność. Kiedyś Ania Walentynowicz powiedziała, że ludzie z dnia na dzień stali się lepsi. To w jakimś sensie prawda, choć było w tym też wiele udawanej dobroci. W każdym razie ja – w 1980 roku – miałem już za sobą cztery lata śpiewania i pewną niezależność wewnętrzną, która znajdowała odzwierciedlenie w tekstach. Już wtedy ocierałem się o tę swoją przyszłą fascynację historią. Przede wszystkim inspirował mnie motyw zagłady, który przewijał się od pierwszych piosenek, od „Obławy”, „Pompei” czy „Krajobrazu po uczcie”. Ten motyw bardzo mocno przemawiał do ludzi. To nie były hymny, tylko pieśni nakazujące podwyższony stan czujności.
Pamiętam, że w połowie lat 70-tych wiele osób zarzucało mi, że piszę takie ponure pieśni, gdy wszystko idzie ku lepszemu. Do dziś nie wiem, czy były to przeczucia (przez co zarobiłem na miano Kasandry), czy zmęczenie ówczesną sytuacją, czy może byłem przekonany, że wszystko to jest humbugiem i musi jakoś trzasnąć – nie wiem. Teraz nie jestem w stanie tego określić; w każdym razie ta temperatura emocjonalna i nasycenie treścią nałożyły się na siebie, współbrzmiąc z tym, co było istotą moralną ruchu „Solidarność”.

Dziennikarka – I żeby jeszcze legenda żyła.

Jacek – Jak w piosence o Dylanie, ludzie przychodzą zobaczyć żywą krew i czekają na to, czy padnie, czy nie. Miałem zresztą taki przypadek w 84 roku w USA. Męcząca trasa i podczas śpiewania „Obławy” poszła mi krew z nosa. Oczywiście dokończyłem utwór. Później przychodzili ludzie i mówili: „To rewelacyjnie wyglądało, jak Pan to zrobił? „.

Dziennikarz – No tak, ale w niektórych utworach stosujesz wiele skomplikowanych technik gitarowych. Wystarczy, że sięgniemy po Twój pierwszy wielki przebój „Obławę”. Zdecydowanie ten galopujący rytm ma swoje korzenie w technikach flamenco!

Jacek – Nie wiem jak tego dokonałem. Chciałem tu przekazać wrażenie gonitwy, chaosu i stąd taki rytm. Jeśli chodzi o poziom trudności tej techniki, to bez wątpienia przy jej opanowaniu pomogła mi gra na pianinie, gdzie podstawą jest luźny nadgarstek. Tego rytmu nie da się grać zbyt długo przy usztywnionej dłoni.

Opracował: Lodbrok

Dziennikarka – Ale dzisiaj nie zgadza się Pan na emitowanie „Obławy” czy „Murów”?

Jacek – A to z zupełnie innych względów. Te piosenki nie są moją własnością; są własnością tamtego czasu i ludzi. Ja robię w tej chwili zupełnie coś innego, o czym wiedzą moi słuchacze. Przypominanie tamtych utworów jako jedynych naszych dokonań, krzywdzi nas i wypacza, czy zniekształca obraz naszej twórczości. A bardem Solidarności też już nie jestem, bo nie ma już tej Solidarności roku 80-81. Dzisiejsza Solidarność, a przynajmniej jej część, ma już swoich bardów takich jak: Leszek Czajkowski

Manon – Dlaczego pozwoliłeś, aby Twoja piosenka „Obława” znalazła się na ścieżce dźwiękowej filmu „Młode Wilki”? Wydaje mi się , że tekst jest zbyt głęboki, aby podpinać go pod bandę rozwydrzonych małolatów.

Jacek – Nikt mnie nie pytał o zdanie.

Dziennikarz – Podczas Twojego występu o „Mury” i „Obławę” dopominała się młodzież, która kartki na mięso czy ZOMO zna jedynie z opowieści. Czyżby te pieśni naprawdę się nie zestarzały?

Jacek – To nie są tak naprawdę piosenki antykomunistyczne. Podobnie jak większość utworów Wysockiego są to utwory upominające się o wolność i godność jednostki. Komunizm jako system wyjątkowo prześladujący jednostkę nie jest monopolistą. Kiedy się śpiewa o murach czy młodych wilkach, to są to utwory na każdą pogodę. Już 25 lat śpiewam te rzeczy regularnie i zainteresowanie nimi w pewnych środowiskach przechodzi z ojca na syna.

Dziennikarka – Zazwyczaj piszesz „według Wysockiego „A to nie są nigdy wierne tłumaczenia?

Jacek – Niektóre były wierne i te są z reguły najmniej udane, bo ciężko jest tłumaczyć z podobnych języków, to się udało niewielu ludziom. Ja wypracowałem sobie taką meto­dę trochę z lenistwa, a troszkę z przekonania, że dosłowne tłumaczenie nigdy nie jest nośne. I tak jak kiedyś Mickiewicz pisał „według Byrona”, ja w oparciu o pomysł – „według Wysockiego”. Przechwytywałem pomysł i pewne obrazowanie, a potem pisałem własną wariację tego tekstu, która, moim zdaniem, była bardziej nośna w polskiej rzeczywistości. Tutaj modelowym przykładem jest „Obława”, gdzie wyłącznie sytuacja wyjściowa jest zapożyczona od Wysockiego, tzn. obława na wilki (refren), reszta jest zmieniona. Choćby dlatego, ze Wysocki używa metafory czerwonych szmat wiszących nad ziemią. Tak rzeczywiście się poluje na wilki, bo one mają psychologiczną barierę przed przeskoczeniem tej szmaty i pozwalają się dzięki temu prowadzić w odpowiednim kierunku. To jest doskonała metafora na sowiecką rzeczywistość, natomiast na polską – nie, bo na Polaka te czerwone szmaty specjalnie nie działały. I stąd wprowadzenie przeze mnie psów gończych, co jest fałszem jeśli chodzi o rzeczywistość, bo, jak mi mówił jakiś myśliwy, żaden pies na wilka nie pójdzie, natomiast wydawało mi się to bardzo prawdziwe w naszych polskich realiach, gdzie zawsze się znajdą jakieś psy, które skaczą na swoich braci na rozkaz. To jest przykład, w jaki sposób przerabiałem te piosenki. Dlatego piszę „według” a nie „tłumaczenie”.

Rękopis / Maszynopis

brak

Nuty

Nagranie