Ten, co ciałem się rodzi – ciałem w nicość schodzi,
Od świata się odwraca, za pan brat z robactwem.
Kędy duch jego błądzi – pytać się nie godzi
Tym, co jeszcze się chwieją na istnienia kładce.
Nie ma przecież takiego, co całkiem umiera:
Każdy spuszcza potomnym, co zgon zbędnym czyni;
Ten bogactwa niezmierne zdobył lub nazbierał,
Ów długi pozaciągał, grzeszył i nawinił.
Jeden ciała nigdy nie mył, lecz miał duszę czystą,
Bowiem w kropielnicy moczył robaczywe serce.
Gdy testament otworzono klasztor dostał wszystko,
W świat po prośbie wyruszyły dzieci w poniewierce.
Drugi łupić zwykł sąsiadów nie dla krotochwili:
Córkom wiano chciał majętne, synom dać nazwisko.
Aż go po sprawiedliwości złupieni – złupili.
Łup się znowu w łup obrócił, diabli wzięli wszystko.
Ten, co ciałem się rodzi – ciałem w nicość schodzi,
Od świata się odwraca, za pan brat z robactwem.
Kędy duch jego błądzi – pytać się nie godzi
Tym, co jeszcze się chwieją na istnienia kładce.
Trzeci mógłby z Apollinem równać się urodą,
Grał też, ale nie na harfie – najchętniej w mariaszka.
Przegrał konie i majątek, pierścień, żonkę młodą,
Po czym sobie w łeb wypalił. Honor – nie igraszka!
Inny hojnie dukatami pomagał ojczyźnie.
Płacił msze i kładł na wojsko, słał po szkołach dary;
Ani dbał – w kieszenie czyje jego grosz się wśliźnie –
Umarł goły, ale dumny, że poniósł ofiary.
Patrzą na nas z portretów, kryją się po księgach,
Na gniew nasz obojętni w tej ponurej dobie,
Że się naszą mizerią płaci ich potęga,
Bo za życia – zwykli myśleć tylko o sobie.
Z tych, co jeszcze się chwieją na istnienia kładce
Mało kto, zamiast gniewać się na to, co było,
Zęby ściśnie i powie – długi ojców spłacę,
A co ich ułomnością – naszą będzie siłą!
Jacek Kaczmarski
1.11.1993