Jak tu wyrywać murom zęby krat,
Gdy rdzą zacieka cegła i zaprawa?
Jakże gnijącym gruzem – grzebać stary świat,
Kiedy nowego nie ma czym i – na czym stawiać?
O czym dziś na podwórku śpiewać
Liszajom obsuniętych ścian,
Gdzie nawet skrawek nieba ziewa
Na widok tych – śmiertelnych ran?

We wklęsłym bruku tylko lśni
Wieczna bez dna kałuża – i
Widać w niej groby, groby, groby
Pod całunem naszych dni.

Historia się zmieniła w mułu mur,
W którym ugrzęzną myśli, wzrok i dłonie.
Staruszek w czerni przed kapliczką łzawy chór
Rozmokły tynk jak gąbka nieuchronnie wchłonie.
Wieczne światełko tli się jeszcze,
Grzeje się w nim w słoiku kwiat,
A za zamkniętą bramą – przestrzeń
Ślepej uliczki w wielki świat…

We wklęsłym bruku tylko lśni
Wieczna bez dna kałuża – i
Widać w niej groby, groby, groby
Pod całunem naszych dni.

Napis na murze dłużej tutaj trwa
Niż człowiek, co wydrapał go z wieczora:
Pół wieku dni podobnych do każdego dnia
Na śladach kul – tych z wojny i tych z wczoraj…
Ot, co zostaje z wielkiej rzeki
Myśli, zapachów, głosów, barw:
W murach podwórka er zacieki,
W szczelinach warstwy martwych larw.

Droga stąd już tylko w dół –
W uścisk gliny, w pleśni plusz
Pomiędzy groby, groby, groby,
Których dawno nie ma już…

Jacek Kaczmarski
27.8.1987

Informacje dodatkowe

Inspiracja

Jacek o

Dziennikarz – Ostatnie miesiące zaowocowały wieloma nowymi utworami, wieloma tekstami, także nową kasetą. Jest wśród nich „Podwórko (Mury’87)”. Wspomniałeś w rozmowie telefonicznej, iż ballada ta powstała jako odpowiedź tym wszystkim, którzy wykorzystywali i zmieniali Twoje „Mury”. Czy mógłbyś coś więcej na ten temat powiedzieć?

Jacek – Tak. Ja „Mury” napisałem w 1978 r. jako utwór o nieufności do wszelkich ruchów masowych. Usłyszałem nagranie Luisa Llacha i śpiewający, wielotysięczny tłum i wyobraziłem sobie sytuację – jako egoista i człowiek, który ceni sobie indywidualizm w życiu – że ktoś tworzy coś bardzo pięknego, bo jest to przepiękna muzyka, przepiękna piosenka, a potem zostaje pozbawiony tego swojego dzieła bo ludzie to przechwytują. Dzieło po prostu przestaje być własnością artysty i o tym są „Mury”.
I ballada ta sama siebie wywróżyła, bo z nią się to samo stało. Stała się hymnem, pieśnią ludzi i przestała być moja; np. sygnałem Radia „Solidarność” stał się refren, który w moim tekście umieszczony był w cudzysłowie. Trudno, tak się zdarza. Ale po pewnym czasie, po kilku latach emigracji, po tym co z mojego punktu widzenia dzieje się w Polsce, po pewnego rodzaju apatii, którą widzę i rozumiem, po mojej znajomości Warszawy, wreszcie po mojej znajomości malarstwa moich znajomych, którzy się zajmują tym niemal fizycznym rozkładem Polski, ociekaniem, rozpływaniem się ścian, odpadaniem tynków, psuciem się zamków, no po prostu namacalnym gniciem materii i życia, napisałem „Mury’87”, które są jednocześnie dyskusją z moją poprzednią piosenką. No i takim psikusem (na który, jako autor obu tekstów mogłem sobie pozwolić) w stosunku do ludzi, którzy zrobili sobie z tego hymn, zmieniali słowa, że murów nie ma, że pójdziemy, wygramy, zdobędziemy… Wydaje mi się że trzeba pójść, zdobyć, wygrać, a nie śpiewać o tym. Poza tym, no co się okłamywać, „Podwórko” jest przeciwieństwem „Murów”.

A – Czy wiesz, która z twoich piosenek jest najbardziej znana?

J.K. – Chyba „Obława”. Może „Mury”?

A – „Mury”, chyba jednak „Mury”. „Obława” też ale „Mury” są śpiewane a „Obławę” mało kto potrafi zagrać i zaśpiewać.

J.K. – To moja prywatna tajemnica. Natomiast „Murów” nie lubię, nawet w ostatnim programie napisałem takie „kontr-Mury” – II część. „Mury” po prostu dobrze się śpiewa, jest tam porywająca melodia, ale słowa są przeciwko ruchom masowym. A jak powstała? Już to opowiadałem nie raz. Jeden z działaczy niepodległościowych, Katalończyk Llach – Grande śpiewał piosenkę o rewolucji, która się powiedzie. Dziesięciotysięczny tłum, który śpiewał wraz z nim, któremu oczywiście wszystko jedno kto śpiewa, byle by wiedział, że jest to w jego sprawie, przyjmuje te słowa za swoje. Potem w imię tej sprawy. Potrafi być niesprawiedliwy, potrafi deptać innych. Było to napisane prawie trzy lata przed Solidarnością, w 1978 roku.

A – Czy wiesz, że jest to żelazny element repertuaru ogniskowego, śpiewany przez młodzież nie w pełni świadomą tego co śpiewa?

J.K. – Jest to wspaniała muzyka – niestety nie moja. Myślę, że legenda jej wzięła się stąd, że śpiewałem ja publicznie po raz pierwszy w 1979 lub 80 roku, nałożyła się ona na okres „Solidarności”, na to, że była śpiewana w stoczni i stała się sygnałem radia. Druga rzecz, że tę piosenkę śpiewano w „internatach”, gdzie siłą rzeczy znaleźli się ludzie, którzy byli najbardziej aktywni, czy to w środowiskach studenckich, KOR-owskich, czy solidarnościowych, i tę piosenkę znali i przyjęli za swoją.
W rzeczywistości stało się tak jak w piosence. Refren śpiewali wszyscy, a po stanie wojennym zaczęto dopisywać inne zakończenia. Dostałem kiedyś z Gdańska taką wersję optymistyczną, gdzie zamiast: „mury rosną” jest „murów nie ma, nie ma, nie ma”. Tekst modyfikowano na różne sposoby, dlatego właśnie napisałem dalszy ciąg – „Mury ‘87” na zasadzie wyobrażenia sobie Polski teraz i własnej piosenki jednocześnie. Melodia jest ta sama, słowa do niej nawiązują, ale bez specjalnego optymizmu. Nie wiem czy wiecie, że parę osób po jej wysłuchaniu, zdążyło się nawet obrazić.

A – ?

J.K. – Stale podkreślam, że wszystko to, co śpiewam, jest wyrazem mojego prywatnego poglądu na świat, sprawy polityczne, i na to co się dzieje w kraju, przedstawieniem mojej własnej postawy, a nie reprezentowaniem jakichś sztandarów.
Kiedyś już mówiłem o tym w jakimś wywiadzie. W okresie „Solidarności” przyjechali do mnie z Gdańska ludzie z KPN i prosili mnie o napisanie hymnu KPN – u Gdańska. Odpowiedziałem, że akurat w tym kraju, specjalistów od pisania hymnów jest bardzo wielu i ja nie zamierzam się do tego zabrać. Powiedziałem to ot tak sobie, odruchowo, ale potem okazało się, że jest to rzeczywiście problem, ponieważ ja swoich piosenek nie traktuję jako hymny, jako coś, co może się przydać, gdy wreszcie te tysiące ludzi wyjdą na ulice. Jedyną taką piosenką, która była zaplanowana z góry jako hymn, była „Zbroja”. Wydawało mi się, że taka piosenka jest wyrazem siły własnej, wbrew wszystkim przeciwnościom i może się przydać. Ale wydaje mi się, że też w miarę prywatnie to potraktowałem.

Dziennikarka – A potem napisałeś „Podwórko” („we wklęsłym bruku tylko lśni wieczna bez dna kałuża – i widać w niej groby, groby, groby pod całunem naszych dni”)

Jacek – To był 1987 rok, taki okres ciszy przed burzą, wydawało się, że już naprawdę nic z tego nie będzie, tylko żałoba, pleśń i rozkład.

Opracował: Lodbrok

Rękopis / Maszynopis

brak

Nuty

Nagranie