Jak gromy, co w gniewie czerpały swe siły,
Cisnęły się tłumem do bram wyzwolenia,
Przez lata tak w sobie boleści zakryły,
Tu spadły – i wżarły się we wzgórze z kamienia.
Tak tutaj spod jarzma ucisku wyrwane,
Dla zemsty na wroga ruszyły gotowe.
Ich roty stalowe we krwi już skąpane,
Lecz prą wciąż do przodu ich roty stalowe.
Tu – w Monte Cassino pod niebem Italii
Stanęli po sadach i gajach palmowych.
Tam w górze – Tam klasztor nad morzem ze stali,
Tu w dole żołnierski krok tętni miarowy.
Już wszystkie narody co w boju spojone
Ściągnęły te siły na zieleń tych wzgórz.
Zrodziły się w walce i już odrodzone
Zmiatają ze świata wojennych czas burz.
Bo czołgów korpusy pokryte są pyłem
I ludzie zmęczeni tą walką o byt.
Już ich radiostacji napięte wciąż żyły
Pękają wydawszy przeciągły zgrzyt.
Na wzgórzu zielonym czarny popiół dymi
I istnień potoki spływają ze wzgórza
Na wzgórzu zielonym wszystkie ptaki giną,
Pękają natarcia na klasztornym murze.
Wśród wojsk sprzymierzonych przeciwko diabły,
Co twarz swą straszliwą uchował w klasztorze,
Są ci, którym pierwszym ta wojna ukradła
Ich dom i rodzinę, i własny łan zboża.
Tu polską słychać mowę i polskie ramiona
Podniosą ten klasztor wysoko do góry
I polska to ręka, krwiście rozogniona
Ciśnie go z siłą i zgruchocze mury.
Ukręci łeb diabłu, zabije w nim pychę,
Wyzwoli potęgę, co drzemie w natchnieniu,
A potem, przez Alpy uderzy wprzód sztychem
By spocząć na koniec na ojczystej ziemi.
Informacje dodatkowe
Inspiracja
brak
Jacek o
brak
Rękopis / Maszynopis
brak
Nuty
brak
Nagranie
brak