Chłodne sierpniowe są wieczory,
Z dachówek gęsto dżdż* kapie,
A ja, pod kocem, ciągle chory,
Swój ślad odciskam – na kanapie

I mroźnej oczekując zimy
Czytam zaległe anonimy.

Łają piśmienni przyjaciele,
Że mam kochankę z dwojgiem dzieci
I, zamiast pobrać się w Kościele,
Żyjemy w grzechu, tak jak leci,

Co gorsza – z finansowych darów,
Które mi śle bezmyślny Naród.

Z tych sum, przysłanych abym śpiewał –
Buduję babie rezydencję,
Sam siebie sprzed choroby niewart
Cynik, co broni się niezręcznie;

Krajowych mając dość batalii
Latam co rusz to do Australii.

Pod chłostą słów tych – ja się wiję
I kajam się (szlochając w kułak),
Że z Panią, dzięki której żyję,
Łączy mnie miłość, a nie Stuła;

A już wybaczyć Jej nie sposób,
Że córki ma wyrokiem losu.

Reszta? – Nieprawda. Lecz, co z tego?
W Ojczyźnie widać nędza taka,
Że nikt tu nie ma już niczego;
Zazdroszczą więc, że ktoś ma raka.

Lecz mają rację, że w chorobie
Myśleć przychodzi mi – o sobie.

Chcą jeszcze, żebym śpiewał dla nich!
(Pewnie „kuplety z życia kresu”).
Tak swoją misją opętani,
Że – ani nazwisk, ni adresów!

Stąd też riposta ta „na łamach”:
Wszak nieistnienie ich – to dramat!

Więc do śpiewania, czyli zdrowia
Nie śpieszyłbym się wcale, wcale,
Gdy taka czeka mnie widownia
Na takim dzierżąc piedestale.

Ale, na szczęście dla artysty,
Inni – też czasem piszą listy…

Zaś ja – utracjusz i pasożyt
I z anonimu’m wierszyk złożył!

* Termin logicznie sformułowany przez Andrzeja Poniedzielskiego na podstawie istnienia w języku polskim zwrotu „dżdżysty”

Jacek Kaczmarski
Osowa, 28.8.2003

Informacje dodatkowe

Inspiracja

brak

Jacek o

brak

Rękopis / Maszynopis

brak

Nuty

brak

Nagranie

brak