W drzwiach klatki klucza zgrzyt,
Dłoń pana spina smycz
I rozkaz – wyrywa mnie z letargu.
Silników ciężki chód,
Chłód luf, znajomy but
I słony smak akcji łechce gardło.

Przy nodze noga, pies przy psie,
I muskuł w muskuł wpręża się,
Przewodnik dropsa z ust podaje, mówi – liż!
Potem pisk opon, skok i pad!
I w równym szyku z krzykiem – ślad!
Ta sama ręka mi pod nos podsuwa krzyż!

Wciągam drewnianą strachu woń,
Tu krzyż, tam śpiew! Gdzieś szczęka broń!
Wskazany cel – na pełnym jest widoku!
Rzucam się w przód ze wszystkich sił…
I jakby wtem ktoś z łap mnie zbił!
I pyskiem w śnieg – zapadam się w pół skoku.

Gdzie spojrzę – krzyże, krzyży las!
A ponad każdym krzyżem – twarz.
I strach nie z krzyży płynie ani z twarzy!
Płyną postacie obok mnie,
A ja – zgłupiały – waham się
Czym aby dobrze zrozumiał dziś rozkazy.

Za ten wahania błysk
Dostałem pałką w pysk
I wikt straciłem w psów na ludzi tłumie.
I hycel ostrzy na mnie nóż
I nic tu nie rozumiem już,
A może właśnie – dopiero coś rozumiem!

Jacek Kaczmarski
8.3.1984

Informacje dodatkowe

Inspiracja

brak

Jacek o

brak

Rękopis / Maszynopis

brak

Nuty

brak

Nagranie