Cierpkie wino pogrąża ciernie cierpień w swą czerwień,
Patrzą pilnie Francuzi na Polaków przez szkło,
Czy ich trunek od myśli mrocznych wreszcie oderwie,
Czy zatopi w Utopii i pociągnie na dno.
Z oczu dziewcząt ciekawość połyskuje bezwiednie –
Lśnią źrenice Colette, płonie wzrok Natalie.
One tutaj nie znają wszak pojęcia tragedii,
Kiedy nie ma wyboru albo każdy jest zły.
Więc się splata w powietrzu nitka polsko-francuska,
Co z polityką mało ma wspólnego lub nic.
Myślisz – wojna! Coletka za to śliczne ma usta…
Myślisz – walka! Natalka za to ruda jak rydz…
Kogo gorszy frywolna ta dygresja paryska,
Niech pamięta, że zawsze – w chwilach ciężkich – jak ta
Nie ma to jak osoba współczująca i bliska,
Która siłę, nadzieję, pewność siebie ci da.
Nie przypadkiem od dni tych w trzy niespełna kwartały,
Gdy ulice miast pełne jeszcze czołgów i dział –
Z braku pieluch – pod siebie noworodki sikały
I wyż demograficzny w Polsce faktem się stał.
Kosmopolak pomyślał, że w ten sposób natura
Sama broni się, kiedy ktoś zadaje jej gwałt.
Wojsko grozi Syberią i transportem za Ural,
A tymczasem dojrzewa nowy życia już kształt.
A Cwaniaczek pomyślał o francuskich papierach,
Które związek z Francuzką umożliwi mu w mig.
Kiedyż o nie się starać, jeśli właśnie nie teraz,
Gdy się za bohatera w oczach jest Natalie?
A Patriota pomyślał, że to dobrze dla Sprawy,
Jeśli związek idei związkiem wzmocni się ciał.
Naród polski tym przecież już od dawna się wsławił,
Że wydawał na świat wojowników na schwał.
Nie wiem, co się zdarzyło jeszcze tego wieczora,
Ale rano – niewieście dusze Kraj zdobył trzy!
Z czego, prócz prostych wniosków, można wysnuć i morał,
Że cierpienie twe – komuś może szczęścia dać łzy…
Po francusku ich co dzień przerażają i straszą
Doniesienia znad Wisły, echa cierpień i walk.
Myśl się myśli – jak bić się, to za Naszą i Waszą!
Pole bitwy jest wszędzie! To jest wojna, nie bal!
Do patrioty milutka zgłasza się starowinka,
Z przedwojennych snadź jeszcze wywodząca się dam:
– Ja niewiele już mogę, lecz oddaję wam synka,
Zrobi, co mu każecie. Myślę – przyda się wam!
Synek – dwa metry wzrostu, węzły mięśni i buźka
Łagodnego jagnięcia, co wpatruje się w dal,
Swą gotowość potwierdza cichym – dobrze, mamuśka –
Więc już został Mamuśką, chociaż zwał się Pascal.
Miał Mamuśka pomysły spełniające się w czynie,
Wrzącą krew anarchisty i energii miał pud.
Już na wiec komunistów wpuścił raz żywą świnię
W generalskie insygnia przystroiwszy ją wprzód.
Dumną nazwę paryskiej stacji metra „Stalingrad”
Bladym świtem zakleił najważniejszą z nazw – „Gdańsk”.
Sztandar „Solidarności” Londyn, Madryt i Rzym znał,
Bo chorąży Mamuśka wieszał go w każdym z państw.
To Mamuśka Patriocie rzekł, by jechał do Stanów,
Bo tam więcej dla Sprawy można zrobić niż tu.
Tu, we Francji – powiedział – nie nauczysz baranów
By użyły swych rogów rozmiękczonych od snu.
Lecz Patriota, w obawie, że utraci Coletkę,
Co mu w sprawach ojczyzny pomagała co sił –
Myśl tę wpoił w Cwaniaczka, co na Stany miał chętkę
Zwłaszcza, że o zamiarach wielkich na przyszłość śnił.
Kosmopolak zaś ruszył na swój podbój Europy
Przekonany, że źródła wszelkich szczęść drzemią w niej.
Tak, za sprawą Mamuśki, rozdzieliły się tropy,
Przez co z trzech emigrantów – ludzie stali się trzej.
Jacek Kaczmarski
1983
Informacje dodatkowe
Inspiracja
brak
Jacek o
Rękopis / Maszynopis
brak
Nuty
brak
Nagranie
brak