Z Europy do Europy podróż trudna, lecz krótka:
W samolocie radzieckim – polska bułka i ser.
A tu już Łuk Tryumfalny pręży Żabie swe Udka
I francuskim cycuszkiem pyszni się Sacré-Coeur!
Bouillabaisse wszelkich ras na lotniska półmisku
Gospodarzy wypluwa z ich serdecznym bonjour!
Patrzą na nas ciekawie potomkowie Gwardzistów,
Co od Moskwy po Wersal przeciągnęli ciał sznur.
– Chcecie zrobić to, przed czym ugiął się Bonaparte! –
Anyżowy ich wzrok rzekłby nam, gdyby mógł.
– Sympatyczni z was głupcy, albo pakt macie z czartem,
Chociaż światu śpiewacie, że prowadzi was Bóg!
Francja, Polska, historia, Walezjusze, Valeza –
Nim przejdziemy do rzeczy, pójdźmy najpierw coś zjeść!
Po jedzeniu – spotkanie, po spotkaniu – impreza.
Polski duch nas odświeża, a w świeżości jest treść!
Odświeżamy swym duchem, prostodusznie (na migi);
Odświeżeni nam klaszczą – Vive Solidarité!
A świadkami świeżości są świeżutkie ostrygi,
Marsylianka, Mazurek, kawior z CCCP.
Oj, szczęśliwi Polacy! Wkrótce sen wam się ziści!
A ty, Francjo znękana – zęby ściśnij i cierp! –
Solidarnie wzruszają nami się komuniści
Siłą w klapy nam wbiwszy Sierp i Młot, Młot i Sierp.
Dla odmiany – po nocach z Lechem, Czechem i Rusem,
Gdy za oknem świt wstaje i paryski lśni bruk,
Historyczne pretensje gasi się spirytusem
I pomyłki dziejowe łatwo zwala się z nóg.
W chwilach tych, gdy spirytus wszelkie żale już wyżarł
I na głosy śpiewamy: – Jeszczo raz! Jeszczo raz! –
Zdaje się, że w Paryżu nie ma w ogóle Paryżan
I, że Paryż prawdziwy – żyje już tylko w nas.
A o świcie – w ulice. Twarzą w twarz z wielkim Mao,
Który na nas surowo patrzy z płotów i ścian.
Nagle – wiemy na pewno, że coś złego się stało! –
Loi martiale en Pologne! W Polsce wojenny stan!
W tym momencie napięcia – czas przedstawić się przecież:
W trzech paszportach ojczyzna zdjęcia wbiła nam trzy! –
Twarze całkiem typowe, jakie wszędzie znajdziecie:
Kosmopolak, Patriota i Cwaniaczek – to my!
Czysty traf nas połączył tak, jak tylko potrafi
I co sił w nadsekwański wszystkich trzech wcisnął ił.
Każdy spod innej wierzby, każdy z innej parafii,
Jeśli przyjąć na wiarę, że ktokolwiek go chrzcił.
Dziś Chrztu przyszła godzina! Gdy pod Wieszcza pomnikiem
Wodospady Polaków ściąć paryski chce mróz!
Łzy na twarzach rozgrzanych ulatniają się z sykiem,
A syk głuszy się krzykiem – para bucha nam z ust!
Gdybyż para ta była jakąś bronią chemiczną –
Cały Paryż tą parą tłum po chwili by struł!
Są Rosjanie i Czesi i Francuzi też krzyczą,
A kto słów nie rozumiał – krzyczał wprost to, co czuł!
Dalej na ambasadę! W rozbudzone ulice
Z Mickiewiczem na wargach brać czerwonych na cel!
Lecz ich strzegą policje, kraty i okiennice,
Które zamknął o świcie przedstawiciel PRL.
Próżno Wieszcz się unosi nad tabunem wzburzenia
I poezji pioruny ciska w kamień i szkło!
Mamy wiek dyplomacji (co niczego nie zmienia),
Pospolite ruszenia godzą zaś w status quo!
Więc Cwaniaczek odchodzi wolno w stronę Kościoła
(Pobyt ciut się przedłuży, trzeba mieszkać i jeść).
Kosmopolak bezgłośnie po francusku coś woła,
Policjantom Patriota spod krat każe się nieść.
Obroniona placówka Suwerennej Ludowej
W przedświąteczną paryską opatula się mgłę…
Choć dopiero dwunasta, w cieniu flaszki zamszowej
Ambasador się raczy piątym Remy Martin.
Jacek Kaczmarski
1983
Informacje dodatkowe
Inspiracja
brak
Jacek o
Rękopis / Maszynopis
brak
Nuty
brak
Nagranie
brak