Ciśnie się do światła niby warstwy skóry
Tłok patrzących twarzy spod ruszonej darni.
Spoglądają jedna zza drugiej – do góry –
Ale nie ma ruin. To nie gród wymarły.
Raz odkryte – krzyczą zatęchłymi usty,
Lecą sobie przez ręce wypróchniałe w środku
W rów, co nigdy więcej nie będzie już pusty –
Ale nie ma krzyży. To nie groby przodków.
Sprzączki i guziki z orzełkiem ze rdzy,
Po miskach czerepów – robaków gonitwy,
Zgniłe zdjęcia, pamiątki, mapy miast i wsi –
Ale nie ma broni. To nie pole bitwy.
Może wszyscy byli na to samo chorzy?
Te same nad karkiem okrągłe urazy,
Przez które do ziemi dar odpłynął boży –
Ale nie ma znaków, że to grób zarazy.
Jeszcze rosną drzewa, które to widziały,
Jeszcze ziemia pamięta kształt buta, smak krwi.
Niebo zna język, w którym komendy padały,
Nim padły wystrzały, którymi wciąż brzmi.
Ale to świadkowie żywi – więc stronniczy.
Zresztą, by ich słuchać – trzeba wejść do zony.
Na milczenie tych świadków może pan ich liczyć –
Pan powietrza i ziemi, i drzew uwięzionych.
Oto świat bez śmierci. Świat śmierci bez mordu,
Świat mordu bez rozkazu, rozkazu bez głosu.
Świat głosu bez ciała i ciała bez Boga,
Świat Boga bez imienia, imienia – bez losu.
Jest tylko jedna taka świata strona,
Gdzie coś, co nie istnieje – wciąż o pomstę woła,
Gdzie już śmiechem nawet mogiła nie czczona,
Dół nieominięty – dla Orła, Sokoła…
„O pewnym brzasku w katyńskim lasku
Strzelali do nas Sowieci…”.
Jacek Kaczmarski
29.8.1985
Informacje dodatkowe
Inspiracja
brak
Jacek o
J.K. – Nie uważam ich za najważniejsze. Co do “Katynia” i “Jałty” – pewien wpływ na powstanie tych utworów miały częste kontakty z ludźmi, których II wojna światowa była historią ich własnego życia, była granicą między życiem w Polsce i poza nią. “Jałtę” napisałem po lekturze książki naszego dyrektora Marka Latyńskiego “Nie paść na kolana”, którą uważam za znakomity przykład eseistyki polityczno-historycznej. Przy czym i “Katyń”, i “Jałtę” mogłem równie dobrze napisać nie wyjeżdżając z Polski.
Jacek – W “Katyniu” jest przede wszystkim wizja rozkładu. To jest jedna z takich moich trwałych obsesji od dzieciństwa. Świadomość, że ziemia jest jednym wielkim grobem, że chodzimy po niezliczonych szczątkach ludzi anonimowych, że brodzi się po kostki w rozkładających się ciałach. I ten obraz mnie zawsze prześladował i w zasadzie o tym chciałem napisać. Pierwotnie ta piosenka kończyła się słowami dół nie ominięty dla orła sokoła, który jest oczywiście odniesieniem do polsko-ukraińskiej tradycji. Ale zaśpiewałem ją kiedyś, bodaj w Szwajcarii, w obecności Józefa Czapskiego, który mnie potem wziął na bok i powiedział: ,,Panie Jacku, taka ponura wizja, my, którzyśmy się otarli o Katyń, śpiewamy sobie: “O pewnym brzasku w katyńskim lasku strzelali do nas Sowieci.” Czyli znowu ta ironia, która oswaja koszmar. Spytałem, czy mogę to włączyć do swojego tekstu, dostałem pozwolenie od niego i dopiero ten tekst poprzez kontrast stworzył tę przestrzeń niepojętej tragedii. Nie wszyscy ludzie to zaakceptowali, wielu uważa, że to jest zgrzyt, a ja uważam, że na tym cytacie stoi ten utwór.
Opracował: Lodbrok
Rękopis / Maszynopis
brak