Gdy lata ostatniego chłonąłem zapachy,
Gdy jałówki na łące stoją, niby szachy
Na złocisto – zielonej ziemi – szachownicy
Daninę życie dało. Ofiarną jałowicę
Rzuciło w jezior diament. Zafalował czarem
I pochłonął zwierzę. Bagna swym oparem
Wessały ciało jego. Gdym tragedię pojął
Rzuciłem się w pomoc. Lecz wysiłki moje
Niczym przecież były w starciu z przeznaczeniem.
Złączonym wysiłkiem, złączonym ramieniem
Dostaliśmy zwierzę z zachłannych odmętów.
Nie żyło. Oczy pełne światła lęku
Granatem diamentowym lśniły łzą tragiczną
I zamgliły swym blaskiem porę dnia prześliczną.
A gdy przędza nocy zasnuła blask słońca
I ptak nocy rozpostarł swe skrzydło bez końca
Sny na wietrze spłynęły. Burza blaskiem gromu
Skowytem straszliwym dotarła do domu
I żałobę mgły nocnej na szybach rozlała
I nad śmiercią zwierzęcia jękliwie załkała,
Głosami deszczu. Czemu dla człowieka
Każdego, który ginie, nie burzy się rzeka,
Nie płonie burza i piorunów blaski
Nie tną nocnych skrzydeł? Czemu taka łaska
Żałoby natury nie spływa na ludzi?
Na tych, którzy cierpią? Bowiem los się nudzi
I gdy tylu ich cierpi i tylu trąca struny
Śmierci, że we dnie i nocy biłyby pioruny
Na cześć tych co umarli. Gdy walczą o łupy
Sami muszą bić podzwonne i sami grzebać trupy.
Jacek Kaczmarski
1972
Informacje dodatkowe
Inspiracja
brak
Jacek o
brak
Rękopis / Maszynopis
brak
Nuty
brak
Nagranie
brak