W dzielnicy żebraków, pod murem klasztoru,
Za zamkiem, gdzie miejskiej nie ujrzysz już straży
Aż huczy od gorzkich oskarżeń i sporów
Przeciwko Królowi Nędzarzy.
Ma nędza swą godność, lecz nią się nie najesz,
I więcej coś w ustach mieć chcesz, prócz nadziei,
Wybrano więc króla, a on – powiadają –
Okazał się królem złodziei.
I złodziej ma honor, choć głód cierpi rzadziej,
Lecz inny to cech i się rządzi inaczej –
Więc mówić się zwykło już głośno o zdradzie
Idei godności żebraczej.
A król wszak szlachetną miał myśl, by pogodzić
I jednych i drugich, choć w walkach zajadli;
Lecz zanim spłodzoną ideę urodził –
Złodzieje nędzarzy okradli.
Na burzach dziejowych w żebraczej dzielnicy
Ni klasztor, ni zamek właściwie nie straci,
Bo koszt szlachetności wyliczą skarbnicy…
A okradziony – zapłaci.
Jacek Kaczmarski
17.1.1993