To jest dom, jakich nie ma nawet w bajkach dla dzieci,
gdy co wieczór cumuje przy miedzianym jeziorze.
Nocą bierze wichurę w żagiel dachu i leci
bez busoli i steru w rozgwieżdżone przestworze.
Razem z nim lecą nasze oswojone zwierzęta,
kufry wspomnień i marzeń, leci sieć pełna snów;
Dom jest arką ogromną, która wszystko pamięta
i, co niedokończone, każe przeżyć nam znów.
Ty się boisz tych przeżyć, ja z nich żyję poniekąd,
starczy miejsca i dla nas, i dla zjaw, i upiorów;
Wraz napalę w kominie, niech w płomieniach się pieką,
A ty sukę uspokój, zaraz zacznie się poród.
Ogień trzaska i syczy, kreśli freski na ścianie,
W górze żagiel łopocze – pierwsze piętro i strych –
Tam trzepoczą w rozpaczy kawki wiatrem schwytane
I z komina wyciągać trzeba wciąż którąś z nich.
Córki się domagają niepodzielnej uwagi,
„Mamuś, ja jestem głodna”, „Mamuś, gdzie moja szczotka?”
Żółw się w kuchni odnalazł, łeb wyciągnął swój nagi,
węsząc, gdzie na posadzce liść sałaty napotkać.
Po salonie się turla czarnoskrzydły fortepian –
gruba ciotka w żałobie, lecz na szpilkach, jak skry;
nut wypłasza ptaszyska i fotele zaczepia:
-dalej, tańczyć, jak wszyscy! Dalej, szaleć, jak my!
Jacek Kaczmarski
Informacje dodatkowe
Inspiracja
brak
Jacek o
brak
Rękopis / Maszynopis
brak
Nuty
brak
Nagranie
brak