Wczoraj w centrum miasta mieliśmy wielki wybuch
Zawaliła się rotunda naszego Głównego Banku
Belki i szyny poodcinały ludziom ręce liczące banknoty
Kawałki ciał zmieszały się z liśćmi drukowanych papierów

Zbiegli się gapie pierwsza nagła pomoc
Wielu rzuciło się w gruzy ratować – pieniądze
Ktoś krzyknął WALI SIĘ natychmiast pierzchli
I zajęczały syreny karetek pogotowia

Wstąpili w ruiny biali sanitariusze
A wychodzili – rzeźnicy węglarze
Młodzi ludzie już byli odwinąwszy rękawy
I ja – mówi syn mój – też swoją krew dałem

–Łatwiej jednorazowo oddać jej pełną szklankę
Aniżeli codziennie zmywać brudne statki
Światło i zamki naprawiać – mruknął jego ojciec
A gapie wciąż stali w rumowisko wpatrzeni

Dzielili się na frakcje gazu albo bomby
Nie było także zgody w kwestii terroru
Syonistów opozycji albo prowokacji
Dogadali się w końcu co do jednego

Trzeba nareszcie kogoś wziąć za mordę
Lecz zanim go znaleźli dżdżysta noc zapadła
Więc z ociąganiem po domach się rozeszli
W nocy na gruzach ktoś położył kwiaty

A rankiem powtarzano nowe anegdoty
Jak się chcesz rozerwać to biegnij do PKO
Jeśli myślisz że to gaz będzie jeszcze raz
Dzieci na podwórkach śpiewały je podskakując

1979

Informacje dodatkowe

Inspiracja

brak

Jacek o

brak

Rękopis / Maszynopis

brak

Nuty

brak

Nagranie

brak