Dom mój na grzbiecie wiekowej żółwicy
Pełznie ku morzu w porywistym szkwale;
Po wielkiej bitwie rozproszone fale
Do drzwi łomocą w spienionej panice.
Szlochają okna oślepione pianą
I deszczu meduz ogród się spodziewa;
Jak żagiel gnie się ściana oceanu
Klucz ryb latających osiada na drzewach.

Za widnokresem, w płomienistych kwiatach
Rozkwita nagle koniec świata.

Bezmyślne palmy widowisku klaszczą,
Rekin na węże wśród traw się zaczaja,
Na dach opada bezszelestnie płaszczka
I legion głodnych krabów się wyraja.
Do szyby morski ślimak się przykleja –
Liliowo-złoty jak chiński mandaryn
I jego blaskiem owija zawieja
Chmur wodorosty i żółwia grzbiet stary.

Za widnokresem, w płomienistych kwiatach
Pyszni się słońcem koniec świata.

Nietoperz sadzy w kominku się miota,
Wyżera chciwie gąsienice żaru
Spasłe garściami suchych liści lauru
Skurczonych krucho jak martwa tęsknota.
Słuchawkę pająk w sieć lepką oplata,
Głodna papuga coś po polsku gdera
I dziobem wiesza się na klatki kratach
Łypiąc na kurzem porosły bumerang.

Za widnokresem, w butwiejących kwiatach
Więdnie kolejny koniec świata.

Mój dom – na grzbiecie żółwicy w głębinie
Przez koralową galaktykę płynie.

Jacek Kaczmarski
15.7.1999

Informacje dodatkowe

Inspiracja

brak

Jacek o

Kolejna piosenka również związana jest z miejscem mojego zamieszkania. Otóż wynajmuję dom na wzgórzu, z widokiem na ocean i owe dwie skały. I mniej więcej przez dziewięć miesięcy w roku w tym paśmie klimatycznym jest lato. Dość łagodne, podobne do śródziemnomorskiego. Tylko w styczniu i lutym temperatura przekracza 40 stopni. Ale jest to znośne 40 stopni, jako, że za plecami mamy pustynię i jest sucho. Nie ma takiej dławiącej wilgoci, jaka zdarza się w Europie i nawet w Polsce. Przez trzy miesiące w roku natomiast, zimą, czyli w czerwcu, lipcu i w sierpniu jest przejmująco zimno – zaledwie 12 stopni ciepła. To nie jest żart – wszyscy moi znajomi, którzy mnie tam odwiedzali twierdzą, że nigdzie tak nie zmarzli, jak właśnie owej australijskiej zimy. Leją ulewne deszcze i wieją porywiste wiatry. Te wiatry sprawiają, że ulewy zdają się uderzać w okna domu pod kątem prostym i łączyć się z oceanem. Wtedy ma się wrażenie, że dom znalazł się pod wodą. A podwodna rzeczywistość Australii jest bajkowa, fantastyczna, niebywale bogata, fantasmagoryczna rzekłbym. Nie pozostaje nic innego wówczas, jak palić w kominku, pić mocne trunki, oddawać się różnego rodzaju poetycznym wizjom oraz martwić się tym, co się dzieje w Polsce i w Europie. Bo my w Australii, jak się martwimy naprawdę, to się martwimy głównie tym, co się dzieje w Polsce i w Europie. Z tych wszystkich inspiracji powstała piosenka pod tytułem „Czerwcowy wicher przy kominku”.

Opracował: Szaman

Rękopis / Maszynopis

brak

Nuty

Nagranie