Wbiegam do sieni, mijam ludzi,
Drzwi windy otwierają się,
Wchodzę, zamykam, naciskam guzik
I razem z windą w górę mknę!
Twarz ma zadowoleniem lśni,
Swych dłoni zacieram aksamit…
Wtem światło gaśnie! Gasną sny:
Stoję pomiędzy piętrami!
Otwieram więc wewnętrzne drzwi
Szukając jakichś dziur,
Ale za drzwiami nie ma nic –
Szary kamienny mur!
W przestrzeni tkwię, bo muszę tkwić.
Dlaczego ja właśnie utkwiłem?
Jeszcze nie tam gdzie chciałem być,
A już nie tam gdzie byłem…
Coraz paniczniej rzucam się w windzie,
Od bicia w mur już serce rwie
I wciąż się łudzę że ktoś przyjdzie
I z klatki tej uwolni mnie.
Że ktoś mi najpierw serca doda
A potem swą pomocną dłoń
Poprzez wykuty otwór poda
Abym się mógł przedostać doń.
Lecz nie usłyszy nikt już mnie
I nikt nie poda ręki mi,
Bo każdy własną windą mknie
I między swymi piętrami tkwi.
Jacek Kaczmarski
1974