Dzień jasny, chociaż mroźny, słońce świeci z góry,
Niebo błękitne, żadnej nie ma na nim chmury.
Dumnie wisi nad portalem jakiejś bramy
Napis biało-czerwony: „Serdecznie witamy!”.

Staliśmy rzędem równym wzdłuż głównej ulicy –
Uczniowie, matki, żony, ciecie, robotnicy;
Szpaler milicji sprawnie nas zorganizował,
By nie wystawała czyjaś ręka albo głowa.

Tam, gdzie ja stałem i machałem spontanicznie,
Stały dwa przedszkolaki wyglądając ślicznie.
One miały zrobić gościom stop nieprzewidziane,
Bo nieprzewidziane było też przygotowane!

Po trzech godzinach z dala usłyszałem wrzawę,
Podniosłem chorągiewkę, zamachałem z wprawą!
Temperatura wzrosła, podniecenie także,
Każdy się pcha do przodu, palcem w oku babrze!

Lecz to dopiero pilot, pięciu milicjantów,
Dwudziestu tajnych panów (ot, w razie awantur),
Potem samochód jeden, drugi, potem trzeci,
Potem wojskowy gazik z prasą, radiem leci.

Lecą do góry czapki, to już nie przelewki,
Witają gościa papierowe chorągiewki!
Dojrzałem kołnierz, ucho i brew kędzierzawą,
Błyszczący hełm, lecz to już chyba ktoś z obstawy.

Z dziećmi nic nie wyszło – jedno się speszyło,
Drugie swą kokardkę czerwoną zgubiło,
Więc, nim znaleziono coś zamiast kokardki,
Gościa porwał dalej prąd wydarzeń wartki.

Jednej minuty nawet wszystko to nie trwało,
Co było – przeszło, znikło, z wiatrem uleciało.
Tłum się miesza, kręci, tłumem być przestaje,
Na opustoszałym placu milicjant zostaje.

Wieczór zapada szybko, koniec mojej śpiewki.
Walają się po ziemi papierowe chorągiewki.
Pół smętnie, a pół śmiesznie zwisa z jakiejś bramy
Napis biało-czerwony: „Serdecznie witamy!”.

Jacek Kaczmarski
1974

Informacje dodatkowe

Inspiracja

brak

Jacek o

„jest to piosenka z cyklu piosenek literatury faktu i powstała na podstawie moich wspomnien z lat licealnych.Ponieważ moje liceum im. Narcyzy Żmichowskiej w Warszawie było położone blisko trasy przelotowej z lotniska do centralnych gmachów miasta, w związku z tym mieliśmy darmową przyjemność dosyć często brania w godzinach lekcyjnych w tym, co następuje”

Opracował: Mirek

G.P. – A w czym wyrażało się to, że szkoła była komunistyczna?
J.K. – Nie można powiedzieć, że było to szczególnie nachalne, ale bywało uciążliwe. Uczyliśmy się w szkole położonej przy trasie z lotniska do centrum Warszawy, tak więc musieliśmy bezustannie kogoś witać: a to Breżniewa, a to Fidela Castro. To było śmieszne, co zresztą opisałem w piosence „Powitanie”.
Dziennikarka – Właściwie wszystkie te wczesne pio­senki są z jednej strony przymiarkami tema­tów, które wciąż się będą przewijać: losy artysty, wyobcowanie, historia, a z drugiej metaforycznym, ale i realistycznym opisem rzeczywistości peerelowskiej. Przykładem tego realizmu jest choćby „Ballada o powitaniu” („szpaler milicji sprawnie nas zorganizował…”), jako żywo widzę tę transmisję w tele­wizji z tłumnego, radosnego powitania sekre­tarza, a brew kędzierzawa nie pozostawia wątpliwości kogo…

Jacek – Ja miałem to szczęście czy nieszczęście, że chodziłem do liceum im. Narcyzy Żmichowskiej przy pl. Unii Lubelskiej, czy­li na trasie przelotowej z lotniska do centralnych urzędów i nas wyganiano na takie witania. To oczywiście był absurd, myśmy widzieli tę organizowaną spontaniczność i postanowiłem to opisać. Młodych ludzi z reguły irytuje wszelki fałsz, hipokryzja, mają wbudowany protest i stąd się ta pio­senka wzięła.

Opracował: Lodbrok

Rękopis / Maszynopis

brak

Nuty

Nagranie