To była piąta rano dnia pierwszego maja.
Do domu jechałem tramwajem.
Prócz mnie dwóch było panów i jeden miał transparent,
A drugi ciemne okulary.
Jechała też kwiaciarka od kwiatów czerwona,
Których burzę trzymała w ramionach.
Ból głowy oraz karku nie zmieniał myśli nurtu –
Gdzie w święto dostanę jogurtu.
Gdzieś wsiadł zawiany facet i po minutach paru
Kląć zaczął Partię i Naród.
Że właśnie skończył pracę i wypił sobie trochę,
Bo iść mu kazali na pochód.
Dwadzieścia godzin! krzyczy – to mówią dla was mięta,
A przecież dziś wasze jest święto!
Wy klasy robotniczej jedność rozbijacie!
Wy, mówią, nam zawód sprawiacie!
Tu przerwał, chwilę drzemał, lecz było mu twardo,
Potem spojrzał na kwiaty z pogardą.
Ty, mówi, wstydu nie masz, zarabiasz na pochodzie!
I gówno cię reszta obchodzi!
A ty w okularach, ty też na pochód pchasz się!
Oj bo je stracisz w masie!
Nie będzie czym zasłaniać, jak ci je strącą z głowy,
Tych twoich gał judaszowych!
Ty z dyktą tam na kiju, jak taki żeś zgniewany –
Czego napis odwracasz do ściany?
Wsadź mordę se na patyk i górą nieś nad tłumy,
Żeby lepiej widzieli z trybuny!
Pan z transparentem nie patrząc już na niego
Powiada do motorniczego –
Po milicjanta skoczę, zatrzymaj się pan teraz
I temu drzwi nie otwieraj,
Drzwi za nim się zamknęły zapadła ciężka cisza.
Tylko ten uwięziony dyszał.
Czym ty mnie straszysz – udał, że wcale się nie boi –
No czemu ten tramwaj stoi?
Kwiaciarka przerażona, a facet w okularach
Coś w dali dojrzeć się stara.
No dobra idę sobie – słyszymy głos tamtego –
No otwórz (do motorniczego).
Pokrzyczał, ale widząc że ten mu nie otwiera –
Dam ja ci! – powiada – cholero!
Podnosi się i idzie i pięścią się zamierza –
I otwarte już drzwi jak należy.
Coś mruknął poszedł sobie i tamten wszedł po chwili.
W milczeniuśmy dalej ruszyli.
„Milicjant posterunku opuścić nie miał prawa
Dlatego ten bandzior nam nawiał”.
– Okazał pan postawę – pociesza go kwiaciarka –
– Szlachetność jest dużo warta! –
Rzekł okularnik z troską obywatelską krótko.
Inni gębę zamknęli na kłódkę.
Do domu przyjechałem, włączyłem telewizor,
Jogurtu w lodówce nie miałem,
Usiadłem w fotelu i nagle patrzę – idą!
I wszystkich w pochodzie widziałem!
Jacek Kaczmarski
1976
Informacje dodatkowe
Inspiracja
brak
Jacek o
brak
Rękopis / Maszynopis
brak
Nuty
brak
Nagranie
brak