W skromnej skorupce z błotka
Żyła sobie istotka.
Miała rączki i nóżki
I małe zręczne paluszki.
Ojojoj, małe zręczne paluszki.

I w owej skorupce wiotkiej
Wiodła żywocik swój słodki.
Aż raz mruknęła – cholera!
To błotko mnie uwiera!

Rozbiła błotko młotkiem
I świat ujrzała słodki
I łąkę pełną stokrotek,
A na niej mnóstwo innych istotek.

Istotki piszczały, prychały,
Po pyszczkach się drapały.
Potem zaklęły krewko
I zbudowały państewko.
Ojojoj, zbudowały państewko.

Nauczyły się owe istotki
Nosić kapturki i botki,
Wycięły wszystkie stokrotki
I poustawiały płotki.

Podzieliły się na klasy:
Pierwsza klasa – grubasy,
Druga klasa – bimbasy,
Trzecia klasa – chudziasy.
Ojojoj, strasznie chude chudziasy.

Tyrają biedne chudziasy,
Gdy w totka grają grubasy;
Bimbają sobie bimbasy
Szczęśliwe po wieczne czasy!
Ojojoj, szczęśliwe po wieczne czasy!

Aż krzyknął chudzias: Jezus Maria!
Stworzymy proletariat!
I on to nas uchroni
Od wyzyskiwaczy srogich!
Ojojoj, bardzo srogich.

Świat się zmienił od tego czasu:
Schudł grubas, tyrają bimbasy,
A proletariat utył
W polityce obkuty!

I morał stąd wynika:
Nie licz na wyrobnika!

Jacek Kaczmarski
1971

Informacje dodatkowe

Inspiracja

brak

Jacek o

G.P. – Mimo wszystko odnoszę wrażenie, że twój kontakt z rzeczywistością, z prawdziwymi trudami życia był dosyć powierzchowny, poprzez swego rodzaju komfort, który dawała ci pozycja twojej rodziny, jej określony status społeczny.

J.K. – To nie tak. Po prostu rodzice zasugerowali mi inną perspektywę widzenia. Konkret- konkretem, natomiast istnieje wspaniały, nieogarniony świat sztuki i kultury, w którym się można poruszać i w którym można znaleźć wszystkie problemy życia codziennego, tyle że na innym poziomie, w wymiarze uniwersalnym. Miałem czternaście lat, kiedy napisałem pierwszą piosenkę o doli artystów, ukazanych pod postacią ptaszka w klatce. Miałem piętnaście lat, kiedy napisałem „Balladę o istotkach”. Była to jakby wykładnia mojej wiedzy o przeobrażeniach społecznych, w wyniku których masa pożera czy też wchłania ludzi wartościowych, inteligentnych. Tak. Była to dosyć wczesna świadomość, bez przełożenia jej na praktyczną wiedzę o losach ludzkich. Prawdziwa wiedza przyszła później i tym łatwiej mogłem ją sobie przyswoić, że już trochę znałem mechanizmy rządzące światem. Poznałem je z lektur, filmów, obrazów i wierszy.

Kilka stron dalej:

G.P. – Mówiąc o postaciach mających największy wpływ na początkowy okres twojej twórczości piosenkarskiej, najczęściej wymieniasz nazwisko Okudżawy, Brela, Brassensa, Dylana.

J.K. – Przede wszystkim był Wysocki, a dopiero potem pozostali wymienieni przez ciebie. To się brało z tego, że w ich piosenkach najważniejsze były słowa. Uczyłem się języków poprzez te piosenki i przede wszystkim nabierałem umiejętności nazywania i opisywania rzeczywistości.
Na początku było słowo. Poprzez nazwanie świata stwarza się ten świat. I to od początku było dla mnie najważniejsze. Również ten rodzaj wyrazistości, którym posługiwał się Wysocki. Oglądając go po raz pierwszy „na żywo”, uświadomiłem sobie, jakie wrażenie wywołuje twarz, pełna najwyższego wysiłku i ekspresji, kiedy artysta wydobywa z siebie ten niezwykły głos. Pomyślałem sobie: to jest dla mnie rola, ja chcę tak samo przeżywać to, co robię. I o ile moje pierwsze piosenki, takie jak „Przedszkole”, „Przybycie tytanów” czy „Istotki”, były inspirowane twórczością Wojciecha Młynarskiego, czyli taką lekko satyryczną przypowieścią, tak od tego czasu wszystko się zaczęło skupiać wokół egzystencjalnego pojmowania problemów.

Dziennikarka – Twoja pierwsza piosenka, przynaj­mniej według źródeł pisanych, pochodzi z 1971 roku; to” Ballada z morałem”, miałeś wtedy lat…

Jacek – Czternaście. To jest kliniczny zapis wierszem wykładów mojego dziadka o tym, jak jest zbudowany świat, i mojej niesfornej natury. Dziadek był wówczas przekonanym komunistą i wbijał mi do głowy, że należy upominać się o krzywdę słabszych, czyli proletariuszy, i tłumaczył mi zasady klasowości społecznej i walki klas. Ja tego bardzo chętnie słuchałem, bo dziadek był dobrym pedagogiem i umiał zainteresować emocjo­nalnie tym, co mówił. Ale jednocześnie to był 1971 rok, czyli po upadku i demistyfikacji Gomułki. Już wszyscy wiedzieli, kto to jest, ja też wiedziałem, chociaż nie wiem skąd, że to był gnom, cham, na plecach proletariatu tworzący autokratyczną władzę. To wtedy funkcjonował dowcip, że szampan to jest trunek klasy robotniczej pity ustami jej przedstawicieli. Zatem ta hipo­kryzja i fikcja demokracji socjalistycznej była dla mnie może niejasna, ale odczuwal­na. I ta moja ballada o istotkach to jest taka wizja walki klas. Niby wszystko jest tak, jak dziadek mi to opisał, tylko pointa jest odwrotna („nie licz na wyrobnika”). Ona nie jest aż tak udana artystycznie jak „Przedszkole”, które powstało rok później, żeby ją ocalać od zapomnienia. To jest ciekawostka, pierw­szy utwór, który śpiewałem publicznie i w którym zaznaczyły się tematy, które potem rozwijałem w swojej twórczości.

Dziennikarz – Pamięta Pan pierwszy tekst, jaki znalazł się w tym tomie? „Ballada o istotkach” z 1971 roku mówi o tym, że „proletariat – niegdyś chudziasy – utył, w polityce obkuty…”

Jacek – Miałem wtedy 14 lat. Mój dziadek był komunistą i urządzał mi ideowe wykłady. Napisałem więc te słowa dla dziadka, bo nie zgadzałem się z tym, co mówił.

Dziennikarz – I co na to dziadek?

Jacek – Dziadek też już wtedy miał wątpliwości, co do otaczającej nas rzeczywistości, więc musiał zgodzić się z tą puentą mądrego wnuczka o „proletariackich grubasach”.

Dziennikarz – W wierszu „Ballada o istotkach” z 1971 roku pisał pan, że „proletariat: niegdyś chudziasty utył, w polityce obkuty”. Dziś te słowa wydają się nader aktualne, wręcz prorocze, a jeśli się nie mylę, napisał je pan jako 14-latek?

Jacek – Tak, to prawda. Wtedy było to echo usłyszanych w domu rozmów dorosłych. Co do proroctwa – nie wiem. Dyskutowałbym, czy „oni” są dziś tak „obkuci” w polityce. Polityka to jednak określony zawód, zbiór umiejętności i zasad. Nasi są obkuci w tym, co uważają za politykę, a co jest jednak raczej wielkim maglem. Bezustanne przerzucanie się oskarżeniami i inwektywami powoduje jednak ich dewaluację. Z moich australijskich obserwacji wynikało, że przeciwnik polityczny skrupulatnie zbiera argumenty, dowody, oskarżenia i po pół roku, roku uderza raz, a dobrze; z inwektyw dobiera jedną, dwie, które stają się dzięki mediom obiegowym stwierdzeniem. Wówczas ta gra ma sens i przejrzystość, również dla publiki.
Opracował: Lodbro

Rękopis / Maszynopis

Nuty

Nagranie