W mrocznym wigwamie, ćmiąc fajkę pokoju,
Co jarzy się w ciemności słabiutkim ognikiem,
W milczeniu z powagą i wzniosłym spokojem
Siedzi rada wodzów czerwonych wojowników.
Ich twarze kamienne, ich wzrok wbity w górę
Kędy zsyła natchnienie czerwony Manitou;
Więc gdy usta otworzą, zeschnięte na wióry,
Mowa ich jest wzniosła, pełna wielkich słów.

Ach, bo problem się nowy przed nimi pojawił!
Jak powstrzymać inwazję wstrętnych Bladych Twarzy?
Minął czas, gdy się w bojach z Białymi wykrwawił
Lud czerwony, co wolność nad wszystko postawił.
Lecz niestety – wodzowie nie tacy jak wprzódy;
Własną ręką cięciwy nie napnie z nich nikt.
W swoim wielkim wigwamie, w pół-śnie jawy i złudy,
Dogorywa półślepy wódz Siedzący Byk.

Młodzi wojownicy nie chcą pióropuszy,
Ciągnie ich tętniące życie bladych twarzy
I niejeden odrzuca bez skrupułów w duszy,
Ideały którymi go przeszłość obdarza.
I są święta totemy i pale męczarni,
Gdzie zdrajców narodu czeka wodza knut.
Wódz nie widzi, lub nie chce widzieć, jak bezkarnie
Ginie w rezerwacie jego dzielny lud.

Jacek Kaczmarski
1975

Informacje dodatkowe

Inspiracja

brak

Jacek o

brak

Rękopis / Maszynopis

brak

Nuty

brak

Nagranie

brak