A miałem się za filozofa!
Samotność sławiąc w gorzkich strofach,
Stroniąc latami od mrowiska…
Nagle wystawiam myśl na pokaz –
Brawami tresowana foka –
I diabli biorą dumny dystans.

A ja się miałem za poetę,
Który przesiewa słów tandetę,
By odkryć tajne sensów więzy!
I przyjechałem w zgiełk bełkotu,
By zrywać ptaki serc do lotu
W miejscu, gdzie schlebia się lub traci język.

A głos ostrzegał w duszy, na dnie –
Masz wszystko, gdy niczego nie masz,
I tak swych skarbów nie przeliczysz!
Więc pragnij prawdy, a nie pragnień,
Tak Homer żył i Diogenes,
Więc nie jedź, nie jedź do stolicy!

A ja się miałem za poetę,
Który przesiewa słów tandetę,
By odkryć tajne sensów więzy!
I przyjechałem w zgiełk bełkotu,
By zrywać ptaki serc do lotu
W miejscu, gdzie schlebia się lub traci język.

Wszak tu strażnicy, urzędnicy,
Doktorzy praw, cień szubienicy,
I złota blask, i mrok ciemnicy.
Fortuna twarz ma ladacznicy,
Więc nie jedź, nie jedź do stolicy!

Informacje dodatkowe

Inspiracja

brak

Jacek o

brak

Rękopis / Maszynopis

brak

Nuty

brak

Nagranie

brak