Gdy intelektualiści dyskutowali o książce Adama Michnika, ks. Józefa Tischnera i Jacka Żakowskiego „Między Panem a Plebanem”, obok, za ścianą, w ogrodzie krakowskiego Dworku Łowczego płonęła na stosie kukła symbolizująca nietolerancję i nienawiść

W dyskusji, która odbyła się 11 maja, wzięli udział, oprócz autorów książki, Czesław Miłosz, biskup Józef Życiński, Aleksander Hall i Jacek Woźniakowski. Ten ostatni stwierdził (co potwierdzili pozostali uczestnicy spotkania), że „Między Panem a Plebanem” czyta się jednym tchem; książka wciąga natychmiast – nawet otwarta w dowolnym miejscu.

Powodują to trzy tworzące ją elementy: biografie Adama Michnika i księdza Józefa Tischnera – dwa odmienne przecież losy i powołania borykające się z PRL-em; historia czasu, w którym przyszło im zaistnieć („Wójt” w tej rozmowie, jak określił Jacka Żakowskiego biskup Życiński, zadbał o przejrzystość kontekstu historycznego), i wreszcie dzieje krystalizowania się poglądów – Pana: Michnika i Plebana: Tischnera. Za największą wartość niemal siedmiusetstronicowego dyskursu uznał Woźniakowski humanistyczny wymiar rozważań. W bezlitosnej sprzeczności pomiędzy normą absolutną a próbami wcielenia jej w życie wszelkie ludzkie działanie „ku wieczności” spętane jest czasem, w którym się odbywa, i danymi człowiekowi możliwościami. Powtarza za św. Augustynem, do którego odwoływał się ksiądz Tischner, że prawda jest właściwie – rozumieniem prawdy poprzez konkretnego człowieka w konkretnej sytuacji i w konkretnym czasie. Ale tylko pozornie prawda jest względna; to raczej my jesteśmy istotami względnymi.

Ten ludzki wymiar historii, wiary, ideologii – ludzki, bo poświadczony żywotami trzech rozmówców, sprawia, że czytelnik może w ich zwierzeniach i rozterkach, pytaniach i błędach odnaleźć – niezależnie od wyznawanych przez siebie poglądów i wartości – własne problemy.

Dla Czesława Miłosza jest to „książka radosna”. Radosna dlatego, że realizuje coś, co nie byłoby możliwe w przedwojennej II Rzeczypospolitej, gdy światy Kościoła i świeckich intelektualistów były wzajemnie nieprzenikalne. Miłosz przypomniał znaczenie książki Michnika „Kościół, lewica, dialog” z 1977 roku w tym niezbędnym dla Polski kontakcie i przenikaniu. Zwrócił jednak uwagę, że – ze względu na wiek rozmówców – nie znalazł w owej historii peerelowskich ugorów poczucia tragedii państwa i społeczeństwa po 1945 roku; tragedii wojennej i powstańczej hekatomby, wędrówki przesiedlanych ludów, utraconych ojczyzn. Być może jednak – mówił Miłosz – tak powinno być, żeby w ogóle możliwe stało się myślenie o przyszłości.

Dla Aleksandra Halla i biskupa Życińskiego książka jest przede wszystkim świadectwem ewolucji poglądów, „intelektualnej odysei”. Obaj sformułowali ten sam zarzut – poglądy Michnika, Tischnera i Żakowskiego są zanadto zbieżne, w rezultacie nieobecny w niej jest spór o kształt Polski po 1989 r. Biskup Życiński porównał nawet ową zbieżność do jednomyślności Biura Politycznego PZPR.

Ksiądz Tischner zapytywał więc w dyskusji, czy spór możliwy jest tylko pomiędzy przeciwieństwami; dla niego rozmowa z Michnikiem i Żakowskim jest sporem ludzi zmierzających tą samą drogą, ale wzajemnie się korygujących. Jacek Żakowski tłumaczył, iż zamiarem przedsięwzięcia było rozpoczęcie powszechnej rozmowy na zasadnicze tematy w języku pozbawionym politycznej doraźności.

Zastrzeżenia Halla dotyczyły właśnie owej szeroko rozumianej sfery politycznej. Jego zdaniem Michnik nie wyciągnął wniosków z tego, co stało się w Polsce po roku 1990 i 1993; nadal największymi dlań zagrożeniami są nacjonalizm i populizm, podczas gdy postępuje konsolidacja formacji postkomunistycznych. Bezkrwawa rewolucja, rzecz w naszej historii bez precedensu, przyniosła jednak – przypomina Hall – zatarcie granicy między dobrem a złem i zaniechanie ustalenia kryteriów sprawiedliwego osądu, odległego zarówno od ortodoksyjnych koncepcji rozliczeniowych Macierewicza, jak i od łatwego przebaczenia hurtem. A to ma z kolei konkretne przełożenie na realia polityczne – jak choćby zachowanie majątków ZSL i PZPR przez formacje rządzącej obecnie koalicji.

W ominięciu tych problemów przez Michnika i jego upraszczającej klasyfikacji polskiej prawicy widzi Hall zapowiedź okopania się skłóconych postsolidarnościowych sił politycznych na własnych stanowiskach, co uniemożliwia stworzenie alternatywy dla rządów postkomunistycznych.

Biskup Życiński formułował zastrzeżenia natury teologicznej, wytykając Michnikowi stwierdzenie, iż najważniejszy jest dlań Krzyż, a Zmartwychwstanie Chrystusa odbiera jako akt ?ku pokrzepieniu serc?. ?Prawda nie musi być pesymistyczna? – mówił biskup powołując się na esej Czesława Miłosza, który problem ten ujmuje – jego zdaniem – po męsku: ?Wierzę w prawdę czterech Ewangelii, wierzę w Zmartwychwstanie i w ten sposób obalam wszechmoc śmierci?. Pobrzmiewa tu echo twierdzenia ojca Innocentego Bocheńskiego, iż wiara jest aktem woli.

Adam Michnik odpowiadał, że istotniejszy dla niego w tej książce był zapis własnych błędów i poszukiwań niż samookreślenie się wobec dogmatów wiary. Ksiądz Tischner dodał, że do ludzi krytycznych, wątpiących, poszukujących jak Michnik nie można mówić językiem teoretyków Kościoła; trzeba wejść w aparat pojęciowy rozmówcy, odwołując się do jego konkretnych doświadczeń miłości jako racji wiary – tu: miłości Adama do jego syna. Tischner tłumaczył tak: ?Jak cię Adasiu Pan Jezus kocha, to zmartwychwstaniesz, jak nie – to będziesz szumiał jako ta brzózka? (co zresztą wypunktował żartem bp Życiński jako powód do ewentualnego podejrzewania księdza o panteizm).

Spór o polityczny wymiar książki ?Między Panem a Plebanem?, o niedostatek pozytywnych wniosków, które mogłyby z niej płynąć, podsumował ksiądz Tischner opinią, że nie umiemy sprostać temu, co niesie czas, nie wiemy, jak się z tym uporać. Kościół był przygotowany na stawianie czoła totalitaryzmowi, nie wie natomiast, jak się znaleźć w świecie liberalnym i demokratycznym.

Dlaczego chrześcijańskie społeczeństwo tak słabo głosowało na chrześcijańskie partie polityczne? Otóż są dwa wytłumaczenia: albo to społeczeństwo jest zbyt mało chrześcijańskie, albo – i ku tej tezie zdawał się skłaniać ksiądz Tischner – właśnie naród okazał się bardziej chrześcijański niż owe partie i dlatego odrzucił ich język politycznej argumentacji.

Dyskusja wokół Kościoła, jaka toczy się w Polsce, sprowadza się według Tischnera do rozważania opcji ?Przeor czy klasztor? z powiedzenia ?Dłużej klasztora niż przeora?. Michnik nie może nie reagować na ?przeorów?, zaś on sam widzi Kościół jako miejsce spotkania przy konfesjonale partyzanta z powojennych ugrupowań antykomunistycznych z przesłuchującym go niegdyś funkcjonariuszem UB. Muszą sobie ofiarować przebaczenie wobec tylu niewinnych ofiar niegdysiejszej walki. Jeśli nie da się choć części takiego myślenia przenieść w dzisiejsze życie polityczne w Polsce, które przecież musi się zmienić, to – mówił Tischner – moglibyśmy równie dobrze poprosić o kolejny rozbiór.

W dyskusji, która poza szczegółowymi docinkami pozostała jednak uprzejmą prezentacją stanowisk, zabrakło mi rozwinięcia myśli zawartych w najpiękniejszym chyba rozdziale książki dotyczącym analizy pojęć sacrum i sanctum. Wbrew pozorom nie chodzi o abstrakcyjne terminy, ale o zrozumienie determinowanych chrześcijańską tradycją motywacji ludzkich zachowań, a także pozycji zajmowanych przez Kościół jako instytucję. W rozdziale tym ksiądz Tischner mówi:

W idei sacrum mieści się wymaganie ofiary totalnej. Kiedy stoisz przed tym, co najpiękniejsze, jesteś zobowiązany do poświęcenia tego, co masz najbliższe (…) To jest znamię totalnego myślenia, totalitaryzmu. Totalitaryzmy się sakralizują same przez się. Tworzą wymiar sakralny, żeby wydobyć z człowieka skłonność do najwyższej ofiary. (…) Sanctum to świętość i dobro. Zginasz kolana przed dobrem i miłością. (…) Jean Delumeau pisząc >>Strach w cywilizacji zachodnioeuropejskiej<< krok po kroku dokumentował, jak sacrum wypierało elementarne doświadczenia sanctum (...) sanctum to zawsze jest człowiek (...) w sacrum nie możesz odróżnić dobra od zła, a sanctum to samo dobro. To jest klucz do religii. Jak się tego nie chwyci, idzie się w religii zupełnie fałszywymi tropami. Wchodzi się na (...) pogańskie ścieżki sadomasochizmu - przyjmowanie cierpienia, zadawanie cierpienia, strach przed cierpieniem. (...) Myślę, że w polskim Kościele - teraz, kiedy nie ma już prześladowań - nagle pojawiła się ich potrzeba (...) Jeśli sanctum zabraknie, musisz zapełnić pustkę cierpieniem - jak nie masz prawdziwego, może być urojone albo i specjalnie wywołane?. Być może dla uczestników dyskusji prawdy te były oczywiste. Dla mnie stanowią nową możliwość pojmowania ciemnych stron ludzkiej natury i okropieństw świata, w którym społeczności organizują się najsprawniej wokół przelanej krwi przodków lub stosów ofiarnych. Ale stos zapłonął także w ogrodzie krakowskiego Dworku Łowczego, siedziby wydawnictwa ZNAK. Spłonęła na nim kukła symbolizująca nietolerancję i nienawiść. Nie dało się uniknąć uczucia fascynacji i przerażenia, bo kukła, choć ze szmat, kształty miała ludzkie. Wyczuł to chyba ksiądz Tischner, komentując tę żartobliwą egzekucję słowami, iż w tym miejscu, gdzie płonie stos, winno raczej trysnąć źródło. Na pociechę zostaje wiedza, że popiół użyźnia. Jacek Kaczmarski Gazeta Wyborcza nr 118 z dnia 1995/05/23, dział OPINIE, str. 16 Nadesłała Ewa