Jacek Kaczmarski z Two Rocks, Australia
Trzy wydane w Polsce powieści hiszpańskiego pisarza Artura P?rez-Reverte – „Klub Dumas”, „Fechmistrz” i „Ostatnia bitwa Templariusza” (MUZA, seria Galeria) – pozwalają z grubsza określić uprawiany przezeń genre. Nie jest to raczej, jak chce wydawca, „inteligentny thriller z wielką sztuką w tle”, a bardziej łamigłówka moralna z nienachalną, ale istotną domieszką metafizyki. Wątki sensacyjne stanowią w tych książkach pretekst do nierozwiązywalnego, zdawałoby się, konfliktu postaw i ludzkich wyborów.
„Ostatnia bitwa Templariusza” (MUZA, 2000) wydaje mi się szczególnie ciekawa, bynajmniej nie ze względu na potraktowany marginalnie i z niewielką dozą sympatii temat „Polacy w Watykanie”. Akcja zawiązuje się w momencie włamania hakera do komputera Papieża, a fundamentalista o zapędach inkwizycyjnych, Kardynał Iwaszkiewicz, trzyma w rękach losy kariery głównego bohatera.
Specjalny agent watykańskiego Instytutu Spraw Zagranicznych, Lorenzo Quart ma wyjaśnić zagadkę komputerowego piractwa i tajemniczych śmierci w małym kościółku w Sewilli. Dochodzenie styka go z prowincjonalnym i mało sympatycznym proboszczem, z wątpliwymi moralnie przedstawicielami wielkiej finansjery, z piękną arystokratką, amerykańską zakonnicą i tragikomicznymi łotrzykami. Słowem – ze współczesnym światem polityki, pieniądza, namiętności, zmysłów i sprzecznych motywacji, z których każda szuka (i ma do tego prawo) własnych racji istnienia.
Zasadniczy konflikt rozgrywa się na linii agent Watykanu – proboszcz zagrożonego kościółka. Pierwszy utożsamia wiarę z dyscypliną w przestrzeganiu zasad. Wiemy, że miał już wątpliwości grając dwuznaczną rolę w starciu ze zwolennikami teologii wyzwolenia, ale rozstrzygał je jak żołnierz – patrząc na siebie jak na współczesnego templariusza, obrońcę Świątyni Wiary.
Dla drugiego wiara to niesienie ulgi w cierpieniu, choćby za cenę czynów sprzecznych z dekalogiem. Nie stoi za nim żadna siła prócz własnego uporu i znajomości ciemnych stron życia wiernych. On również broni świątyni – konkretnego budynku i resztek sensu swojego powołania. Który z nich jest prawdziwym templariuszem? Może bronią różnych świątyń tego samego Boga?
Po rozstrzygnięcie odsyłam do powieści, którą czyta się świetnie; to prawdziwy łotrzykowski moralitet. W związku z nią właśnie nasuwa mi się jednak pewna refleksja.
Spoglądając na ostatnie trzysta lat polskiej historii, śledząc w mediach dyskusje polskich polityków i publicystów, obserwując przebieg wizyt papieskich w kraju, rezonans przemyskich czy oświęcimskich incydentów, odnosi się wrażenie, że stosunek do religii jest niezmiernie istotną częścią współczesnej świadomości Polaków. Nie widać tego ani w literaturze, ani w filmie, a jeżeli – to efekty służą zazwyczaj jednej ze stron dyskursu czysto politycznego, propagandowego. Jonasz demaskuje, Zanussi uwzniośla, Agnieszka Holland kręci „Trzeci cud” na Zachodzie. O ile pamiętam, Andrzej Wajda próbował w latach siedemdziesiątych zrealizować projekt o zetknięciu się dwóch młodych księży z ponurą rzeczywistością świata robotników, ale do powstania filmu nie doszło. Zresztą i tak wówczas akcenty musiałyby być inaczej rozłożone niż dzisiaj. To nie jest tak, że z upadkiem komunizmu skończyły się wielkie konflikty światopoglądowe – one się jedynie uprywatniły, przeniosły w obszar osobistej odpowiedzialności każdego z nas z osobna, a przecież to jest „mięso” literatury. Także tej popularnej, żeby wspomnieć powodzenie powieści Segala „Akty wiary” (Albatros, 2000).
Nie jest tak, że w Polsce żyją wyłącznie zaślepieni fundamentaliści słuchający Radia Maryja i cyniczni oportuniści ogarnięci manią robienia pieniędzy, a między nimi amorficzna masa ofiar transformacji. I drapieżnicy, i ofiary mają swoje życie duchowe, metafizyczne rozterki, lęki i nadzieje, warte zgłębienia i opisania.
Nadesłał Marcin Perkowski
05.07.2000
Teksty dostępne także w archiwum Rzeczpospolitej On-Line www.rzeczpospolita.pl