Człowiek znieważony ma co najmniej kilka możliwości reakcji na zniewagę: obojętność, śmiech, wściekłość, próbę racjonalnego wyjaśnienia konfliktu. Znieważone społeczeństwo pozbawione siłą możliwości racjonalnej reakcji ma tylko dwie drogi: ulec wściekłości lub rezygnacji. Przy czym wściekłość może wyładować, lub sublimować na wiele sposobów. Rezygnacja oznacza zgodę na utratę godności.
Powyższa teza jest jednocześnie opisem postaw przyjmowanych przez jednostki i grupy społeczne w Polsce pogrudniowej. Zniewaga nie jest zresztą w tym wypadku właściwym słowem. Społeczeństwo poddawane jest całym cyklom obelg naruszającym życie prywatne, godność obywatelską, narodową i kulturową tradycję mieszkańców PRL. Władze nie czynią tego mimochodem, na drodze do własnych celów, np. wzmocnienia swojej pozycji. Jest to działalność sama w sobie znacząca, obliczona właśnie na jedną z dwóch wspomnianych reakcji – wściekłość lub zniechęcenie, rezygnację. Jest to, więc w skali państwowej prowokacja przeciw narodowi, mająca uzasadnić drastyczne środki na wypadek niekontrolowanego wybuchu, lub doprowadzić do tępego posłuszeństwa, powodowanego brakiem nadziei, masowym defetyzmem.
Prowokacja ta jest ostatnią bronią ekipy Jaruzelskiego przed użyciem otwartego terroru nie liczącego się nawet z pozorami. Do użycia jej naród zmusił władze swoim opanowaniem, świadomością kosztów walki o samostanowienie i dojrzałością w osiąganiu tego, co możliwe do osiągnięcia.. Zjawisko polaryzacji społeczeństwa, rozdrobnienia gniazd oporu politycznego, intelektualnego czy kulturowego, na które skarżą się działacze „Solidarności”, ma kilka poważnych zalet. Przede wszystkim personifikuje opór, stwarza sytuacje indywidualnej odpowiedzialności za każdy akt sprzeciwu. Po wtóre, totalitarnym metodom naporu przeciwstawia struktury parademokratyczne, unikając w ten sposób zarzutu, że opozycja używa tych samych środków nacisku na ludzi, co reżim. Po trzecie, umożliwia rozpatrywanie zjawiska oporu społecznego w kategoriach moralnych.
W ten sposób powstała przestrzeń, w której sublimować, bądź rozładowywać się może owa wściekłość mas, na którą liczy umundurowany, partyjny prowokator. Jawne, lub półjawne łamanie ustanowionych przez siebie praw, skrytobójstwo, fałszowanie historii w momentach najboleśniejszych, a więc i najbliższych narodowej świadomości, fizyczne i psychiczne łamanie bezbronnych, to kolejne próby spowodowania przedwczesnego zapłonu. Wojna o Krzyże, zabójstwo Piotra Bartoszcze i ks. Popiełuszki, wreszcie proces gdański, to tylko kilka z najbardziej spektakularnych prowokacji. W ich tle budowana jest jedna wielka prowokacja gospodarcza, zubażanie narodu. Wspomnijmy choćby sprawę fundacji rolnej. Nawet ci z polskich obywateli, którzy ostentacyjnie nic nie chcą mieć wspólnego z polityką, którzy nigdy nie użyli słowa godność, lub nie znają w ogóle jego treści, klnąc w kolejkach, lub chodząc na bazar, współtworząc czarny rynek stają się obrońcami własnej godności, wyrażonej w walce o prawo do wyboru artykułów konsumpcyjnych, do ubrania się według własnych upodobań, do otoczenia się przedmiotami bliskimi własnemu smakowi. Etyka spotyka się tu z estetyką. Nieprzypadkowo pierwszym symbolem uwięzienia jest jednakowy dla wszystkich, szary strój i jednolite, krótkie owłosienie. Jakiekolwiek cechy indywidualne człowieka są przetrwalnikowymi formami jego godności.
Brzydota dnia codziennego, jak i jego zwulgaryzowanie są formami niewolenia. Zgoda na nie, rezygnacja – jest rezygnacją z narodowej tożsamości. Wierzby i łowickie pasiaki pozostaną symbolami polskości, tylko nie będą już miały czego symbolizować, jeśli w zbiorowości górę weźmie jednakowość. Gdy wszyscy wydają się jednakowi, nie ma cierpiących, nie ma zaginionych, nie ma torturowanych.
Z bólu, z choroby, z poczucia bezsiły powstawały dzieła sztuki i humanistyczne koncepcje, wizje polityczne i religijne. Z ostentacyjnego, miejscami histerycznego poczucia własnej bezkarności powstają enuncjacje i kłamstwa Urbana i Rakowskiego o rzadkim ładunku faryzeizmu. Jednocześnie trzeba sobie zdawać sprawę, że zmęczonej większości nie zainspiruje się do oporu hasłami politycznymi. Latami wychowywano ją w leku i niechęci do tak zwanej polityki, przekonując, iż jest to sprawa dla wtajemniczonych. Skuteczny opór, przeciw któremu władza nie ma żadnej broni, może dokonać się jedynie w moralnej i estetycznej sferze istnienia narodu. Musi on mieć świadomość swojego własnego piękna i kształtu, musi odrestaurować w sobie wielką wyrwę spowodowaną 37 latami rządów antynarodowych. Rok 80 rozpoczął tę konstrukcję. Jaruzelski zobowiązał się ją zatrzymać. W imię obrony biologicznego bytu narodu (przed mitycznym zagrożeniem z zewnątrz) dokonał zamachu na ów byt biologiczny. Nikt nie może dziś sobie w Polsce powiedzieć, poza paroma setkami tysięcy funkcjonariuszy aparatu przemocy i partyjnym Olimpem, że jest poza zasięgiem sił paraliżujących i nękających społeczeństwo i poszczególnych ludzi. Walka z tym stanem rzeczy nie jest teoretycznym obowiązkiem – jest naturalnym przejawem instynktu samozachowawczego; Wladimir Bukowski, jeden z kilkudziesięciu zaledwie ludzi w 250 milionowym państwie, którzy objawili światu istnienie opozycji w ZSRR napisał:
– Coś trzeba było zrobić. Jedni mówili – tak, ale dlaczego właśnie ja?
A ja sobie powiedziałem – jeśli nie ja, to kto?
06.07.1985
Jacek Kaczmarski
źródło: Radio Wolna Europa