Według obliczeń Zbyszka, który notował wszystko w specjalnym notesie – „Mury” zagraliśmy co najmniej 400-500 razy, „Muzeum”, które powstało rok później sto kilkadziesiąt do dwustu, a „Raj” tylko trzydzieści parę razy. Trzy miesiące wcześniej powstała „Solidarność”, ludzie szukali czegoś innego i gdy jeździliśmy po klubach studenckich to najczęściej prosili nas właśnie o „Mury”, a gdy powstało „Muzeum”, to o „Muzeum”.

– Nie mogliście śpiewać tego, co chcieliście najbardziej. Musieliście śpiewać zgodnie z oczekiwaniami sali…

– Śpiewać, a nie pisać, dlatego, że nigdy nie robiliśmy tego, czego ludzie od nas żądali, tzn. nie pisaliśmy na zamówienie. Wręcz przeciwnie – gdy było jakieś zamówienie na konkret, to robiliśmy coś na odwrót. W tym czasie tworzyliśmy „Muzeum”. W okresie „Solidarności”, gdy odwaga staniała, twórcy estradowi (zdecydowana ich większość), „przywalała” wtedy jak mogła, można było używać brzydkich słów i grzmocić w ten reżim aż huczało. Wpadliśmy zatem na pomysł, by napisać coś, co umieści całą tę rzeczywistość „Solidarności” w kontekście historycznym. Oczywiście nie liczyliśmy na jakieś nadzwyczajne efekty pedagogiczne, ale chodziło nam o to, by ludziom nie wydawało się, że są czymś absolutnie wyjątkowym, że nagle stało się coś, czego nigdy nie było i nigdy tak nie będzie. Próbowaliśmy skomentować ostatnie 200 lat naszej historii tak, żeby powstanie „Solidarności” i nastroje ludzi uwidocznić jako jeden z fragmentów mozaiki, którą jest nasza świadomość historyczna. No i okazało się, że to było trafne przemyślenie.

– Trafne, ale nie nagrodzone w odpowiedni sposób na Festiwalu Piosenki Prawdziwej w Gdańsku. Na festiwalu tym „ośmieliliście się” zaśpiewać rozentuzjazmowanemu tłumowi wizjonerskie „Budujcie Arkę przed potopem”.

– „Arka” jest cackiem, jeśli chodzi o anegdotę towarzyszącą jej powstaniu. Przemek przez cały czas nosił w sobie jakieś melodie, nucił i grał wieczorami (był to jego żywioł, jako kompozytora), i kiedyś zaprezentował pewien muzyczny motyw, który bardzo mi się spodobał. A ponieważ zbliżał się strajk marcowy, związany z prowokacją bydgoską, po prostu wpadło mi na myśl, by napisać piosenkę o „Arce”. Widocznie jestem przekorny. Napisałem najpierw refren do tej muzyki, a potem gdzieś w sklepie lub na ulicy wymyśliłem zwrotki. W drodze na jakiś koncert zanuciłem to Przemkowi, potem był występ, wesołe i głośne spotkanie z ludźmi, o trzeciej rano wróciliśmy do hotelu. O czwartej szarpie mnie Przemek i mówi: Już mam wszystko razem! W hotelu (chyba o szóstej rano) próbowaliśmy grać tę piosenkę, by nadać jej ostateczny kształt i móc nazajutrz ją zaśpiewać. Wówczas ktoś zaczął się dobijać do drzwi. Zbyszek powiedział: „Otwarte”. Nie było otwarte. Ktoś zaczął się włamywać. Drzwi wreszcie otworzono. Weszła jakaś pani w papilotach i podniesionym głosem powiedziała – Proszę panów, jest czwarta w nocy! Na co Zbyszek spokojnie: – A to trzeba spać o tej porze, proszę pani. Ją zmyło. A piosenka powstała. Rzeczywiście dwa dni później ją zaśpiewaliśmy. Zresztą kilka piosenek powstało w taki właśnie sposób. Jeśli chodzi o festiwal, to już wielokrotnie mówiłem, idea była wspaniała, niestety trochę się to skomercjalizowało, ponieważ szereg ludzi zaczęło na gwałt pisać piosenki zakazane. Ja na przykład nie miałem moralnego prawa wykonać „Epitafium dla Wysockiego” lub „Obławy” dlatego, że „Obława” nigdy nie miała kłopotów z cenzurą, a „Epitafium” uzyskało nagrodę na festiwalu opolskim (również oficjalną). Dlatego wybrałem piosenki, które nigdy nie były puszczone przez cenzurę, „Rejtana” i „Świadków”, co oczywiście w konkursie odebrało mi część szans. Ale to nie było ważne. Atmosfera była niesłychana. Te tłumy ludzi, te trzy wieczory dzień po dniu po 5-6 godzin. To mi się szalenie podobało.

– Czy Sierpień zmienił oblicze Waszej grupy?

– Od września 1980 roku, do koncertu z inicjatywy Wajdy w Stoczni Gdańskiej, staliśmy się nie tyle piosenkarzami studenckimi, co piosenkarzami „Solidarności”. I to nie dlatego, że pisaliśmy hymny „Solidarności”! Na nasze piosenki ze względu na swe historyczne treści, nakładały się ludzkie potrzeby, poszukiwania, tęsknoty… Po Sierpniu mieliśmy niesłychanie intensywny okres koncertowania. Mniej twórczości – więcej koncertowania. Bywało, że mieliśmy po 3-4 nawet 5 koncertów dziennie. W nocy małym fiatem, we trójkę, z dwiema gitarami zmienialiśmy miejsce – czasami z Rzeszowa do Szczecina i w Szczecinie znowu 4-5 koncertów. I tak to trwało przez cały okres trwania „Solidarności”. Pragnęliśmy jak najwięcej zrobić, skoro istniała taka możliwość. Dlatego ktoś nazwał nas bardami „Solidarności”. Staliśmy się niejako przedstawicielami tej solidarnościowej kultury strajkowo-manifestacyjno-modlitewnej, co dla nas nie było żadną przeszkodą, bo i tak śpiewaliśmy swoje, natomiast tworzyło jakąś aurę wokół nas. Pamiętam nawet przypadek, kiedy przyjechał do mnie z Gdańska jakiś chłopak z KPN-u i poprosił, żebym napisał hymn „Solidarności”. Wtedy odpowiedziałem przepraszając, za to co powiem, że od hymnów są specjaliści w tym kraju, a ja tego robił nie będę. I dlatego wzięli „Mury”. Traktowani jak przedstawiciele solidarnościowej kultury, wyjechaliśmy do Francji, na zaproszenie tamtejszej Partii Socjalistycznej. Było to już po wizycie Wałęsy. We trójkę pojechaliśmy tam pierwsi, by śpiewać Francuzom – zafascynowanym tym, co działo się w Polsce. Potem była długa przerwa. Ponieważ ja znałem język zostałem we Francji, żeby załatwić dalsze sprawy, gdyż istniało zapotrzebowanie na koncerty. Przemek ze Zbyszkiem wrócili do Polski, by z kolei przełożyć na później nasze krajowe zobowiązania. Mieli wrócić wraz z Haliną Mikołajską 12 grudnia na wielki, galowy koncert solidarności w Paryżu.

– Zbliżamy się do 13 grudnia i decyzji pozostania na Zachodzie.

– Tak, wówczas Rada Państwowa decydowała czy Mikołajska wyjedzie czy nie. Zdecydowała, że nie. Przemek i Zbyszek oczywiście też nie przyjechali. Koncert odbył się z ogromnym sukcesem, ale niestety, już o 5 rano dowiedzieliśmy się o stanie wojennym. I właśnie stąd bierze się moje pozostanie na Zachodzie.

"Przekaz" nr 1, IV 1985r.

Nadesłał: Thomas Neverny
Przepisał: Mateusz Wlazło