W swoim testamencie z ’95 roku śpiewał pan: „Nie wiem, czy jeszcze coś napiszę”. Czy pan już to wie?
Jeżeli chodzi o wiersze i piosenki, nie wiem, bo nie napisałem żadnych od tamtego czasu.
Australia nie sprzyja twórczemu rozwojowi…?
Nie. Ja sobie zaplanowałem taką przerwę dla higieny umysłu, postanowiłem przewietrzyć kanały myślowe i dać się odleżeć nawykom poetyckim. Bo kiedy się dużo pisze, a ja pisałem sporo, to może się to stać nieświeże, staje się to takim układaniem łamigłówek z klocków lego: zamiast stawać się twórcze, jest to rodzaj rekonstrukcji. Więc postanowiłem zrobić sobie przerwę, no i zobaczymy, co będzie. Natomiast napisałem książkę razem ze swoją dziewięcioletnią córką po naszej przeprowadzce do Australii. Więc coś napisałem.
Jak pan ocenia swój udział w rewolucji solidarnościowej?
Bardzo skromnie. Zawsze jest coś takiego, że pieśni zawłaszczane przez ruchy masowe nigdy nie były pisane dla tych ruchów masowych, w związku z tym zasługa autorów tych pieśni jest prawie żadna. Moją „zasługą” jest opowiedzenie się w pewnym momencie, to znaczy w końcu lat siedemdziesiątych, po stronie krzywdzonych, a nie krzywdzących i wytrwanie w tym w okresie karnawału solidarnościowego w latach 1980-81, jak i dalszy ciąg na Zachodzie, gdzie jakby naturalną konsekwencją moich wyborów było podjęcie pracy w „Wolnej Europie”, co się wiązało z wyborem zarówno etycznym, jak i bytowym, bo to oznaczało wówczas absolutne odcięcie sobie drogi do kraju.
Nie tworzy się panu trudniej dziś, gdy już nie ma czerni i bieli?
Nie. Pod tym względem jest łatwiej, bo jest ciekawiej. W momencie, kiedy taka sytuacja była, to i twórczość była uproszczona. Trudniej jest tworzyć z wiekiem, bo człowiek ma rosnącą świadomość odpowiedzialności za słowa.
Jaka jest dzisiaj rola barda w społeczeństwie?
Nie mam pojęcia.
A jaka jest pańska rola?
Nie wiem. Może trzeba by spytać o to publiczność. Myślę, że bardzo zwyczajna: piszę i śpiewam to, co myślę, a ludzie słuchają i myślą na ten temat to, co o mnie myślą.
Czy pan może być bardem polskiego społeczeństwa z Australii, gdzie pan tego społeczeństwa nie widzi?
Ja tego społeczeństwa nigdy nie widziałem i od dwudziestu lat nie miałem z nim żadnego kontaktu. Najpierw byłem studentem i występowałem wyłącznie w małych kręgach studenckich, w domach prywatnych, gdzie było po dwadzieścia, trzydzieści osób. Nie było mnie wtedy w telewizji, nie było mnie w radiu, nie było mnie w zakładach pracy. Potem byłem dziesięć lat w Niemczech, w „Wolnej Europie” i nie miałem żadnego kontaktu ze społeczeństwem. Tak więc jedno z drugim nie ma żadnego związku. Poza tym, ja się nie czuję bardem żadnego społeczeństwa ani żadnej grupy społecznej i wcale nie mam zamiaru nim być. Ja mówię to, co myślę i mówię wyłącznie we własnym imieniu. W związku z tym nie ma żadnego znaczenia czy jestem w Australii, czy w Nowej Gwinei, czy na Antarktydzie.
Skoro tyle pańskich piosenek było wymierzonych w tamten ustrój, to czemu dziś nie mieszka pan w Polsce, gdzie już…
Żadna z moich piosenek nie była wymierzona w tamten ustrój. Posłuchaj sobie tych piosenek, zastanów się nad nimi, wyłącz kwestie polityczne: nie pokażesz mi ani jednej antykomunistycznej piosenki w mojej twórczości.
Chce pan powiedzieć, że pan nie walczył z tamtym ustrojem?
Nie, nie walczyłem z tamtym ustrojem. Walczyłem o swoją godność, o swoją wolność, a to, w jaki sposób te piosenki zostały umieszczone w kontekście walki z ustrojem, to nie była moja robota, moja intencja i o tym jest piosenka „Mury”, napisana w ’78 roku, dziewiętnaście lat temu i ludzie wreszcie zdołali to zrozumieć po tych dziewiętnastu latach.
Czy czuje się pan rozczarowany tą Polską?
Nie. Polska jest takim krajem, jakim może być we współczesnej Europie. Jestem rozczarowany generalnie europejskim stanem cywilizacyjnym. Jest tu za dużo ludzi, jest po prostu za brudno, za ciasno i dlatego wyjechałem do Australii. Niewiele ma to wspólnego z moim rozczarowaniem Polską. Oczywiście, jestem z Polakami, z polską kulturą i tradycją związany językiem, sposobem myślenia i jest to społeczeństwo mi najbliższe. Ale jeżeli ktoś, kto jest ci najbliższy, kompromituje się raz po raz i udowadnia swą niezdolność do normalnego życia, to bardziej cię to obchodzi, niż obserwowanie, jak ktoś obcy kompromituje się i ujawnia niezdolność do racjonalnego życia. Więc mnie niesłychanie irytuje sposób załatwiania spraw przez nas, Polaków, i lepiej się czuję będąc od tego z daleka. Ale to nie ma nic wspólnego z rozczarowaniem czy niechęcią, jest to tylko stwierdzenie faktu.
Trzy lata temu wydał pan powieść – czy to początek kariery pisarskiej?
Jestem teraz w trakcie pisania następnej powieści, ale nie ma czegoś takiego jak planowanie kariery. Jeżeli mam jakiś problem do nazwania, szukam formy. Może to być piosenka, powieść, może być dramat i jeżeli to mi się udaje, pracuję nad tym, a wtedy to wychodzi albo nie.
Kiedy planuje pan ją skończyć?
Wiesz, to w komunizmie, który tak chętnie przywołujesz, był zwyczaj oddawania produkcji zgodnie z planem, na wolnym rynku tak nie ma. Będzie, jak ją napiszę.
Wracając do pańskiej książki W „Autoportrecie z kanalią” wątki autobiograficzne stanowią zaledwie znikomą część. Czemu nie zdecydował się pan na napisanie pełnej autobiografii?
Po pierwsze – dlatego, że jest trochę za wcześnie, ja dopiero kończę czterdzieści lat i jeszcze dużo się może zdarzyć. Po drugie – dlatego, że jestem strasznym bałaganiarzem i uporządkowanie wszystkich moich wspomnień byłaby to kosz [tu koniec skanu].
"Słowo Polskie", 1997r.
Nadesłali: Karolina Sykulska, Szymon Podwin Przepisała: Beata Kosińska